Roztargniony iżby broń skineła głową do pochwy
gdzie piach perspektywą oddali, wizytówką wiatru
perspektywą młodzieńca kojota ,łańcuchem na karku
Wyświechtany jako dziki, batem,w ranach czeluście ropy
Biegać za historiami pieniężnych, starych błedów i wina
szelest żarzenia,wilgotnych liści, na twarzy znużony grymas
Wspomnienia szukają nieśmiertelnych jakoby pasożyt
wracając do granic tupania nogą ,gdzie dalej złamana deska
wracając do wszystek łamanych desek,gdzie dalej tylko trupy
Niosąc na sobie twoje ramiona a oddech na szyji to widok na kanion
od szyji gdzieś w dół i w dół płonące mosty,błoto i nicość jednostki
od dzisiaj z Tobą a wczoraj umarło,brak Ciebie to wiele,reszta tylko słabostki.