Kiedy to się skończy?
Kiedy moja głowa przestanie być ciężka?
Kiedy zacznę wszystko robić na czas?
Jestem zmęczona sobą, swoim nieróbstwem, odkladaniem spraw.
Każde wyjście z domu wpędza mnie w niepokój.
Wkurza mnie to ze denerwuję się na P, ze krzyczę na niego, że chyba próbuje się nad nim wyższyć, ze zachowuje się tak jakbym nim gardzila. To jest naprawdę dobry chłopak z trochę uszkodzonymi synapsami. Dodatkowo wiedza ze on się dopiero wszystkiego przy mnie/ze mną uczy, poznaje sprawia ze czuje sie jeszcze gorzej, jeszcze bardziej winna swojego zachowania.
Dieta? Waga? Ćwiczenia? Szkoda mówić
Uczelnia depcze mi po piętach i chyba spadnę z tego klifu.
Czy te mrozy to wymowka na bieganie? Chyba nigdy nie zacznę..