pustkę czuję, nie ma niczego.
nie ma celu, nie ma przeznaczenia.
a gdzie Bóg? nie ma go, wyskoczył w interesach.
czuję się trochę porąbany...
godzinami siedzę i w zasadzie nie robię nic produktywnego.
ani nie piszę magisterki, ani nie idę w żadnym rozwojowym kierunku...
jedyne co mi przeszkadza, to mieszkanie z rodzicami, brak wolności...
nie mogę słuchać muzyki, nie mogę to, nie mogę tamto...
budzę się po południu to źle, jak wstaje wcześniej to też źle
mam wrażenie, że moim bytem tylko przeszkadzam biednemu ojcu emerytowi w jego spokojnym żywocie kanapowego dziada...
i cóż...
wiem że muszę coś zmienić, ale wiem też, że zmienię dopiero jak dostanę pracę, na którą czekam...
i możliwości jakie za sobą niesie...
a do tego czasu dryfuję...