Wszechświat tańczył w stronę życia. Życie było cechą zadziwiająco powszechną.
Zyskiwało ją chyba wszystko, co było dostatecznie złożone - w ten sam sposób, jak
coś dostatecznie masywnego otrzymuje szczodrą dawkę grawitacji. Wszechświat
zdradzał wyraźną tendencję do świadomości. To z kolei sugerowało pewne subtelne
okrucieństwo wplecione w samą osnowę czasoprzestrzeni.
Może nawet muzyka potrafi być żywa, jeśli tylko jest odpowiednio stara. Życie to
przyzwyczajenie.
Ludzie mówią: przyczepiła się do mnie ta piekielna melodia...
Nie sam rytm, ale rytm serca...
I wszystko, co żyje, chce się rozmnażać.