Z braku zdjęć ktoś mógłby dojść do wniosku, że odstawiłam konie na bok, a prawda jest taka, że nawet ich trochę za dużo.
Codziennie pracuję nad KC. W weekendy pracuję w stajni (powyżej zdjęcie jednego z przystojniaków). Szczerze, to mam dosyć już trochę dojazdów do pracy, są najgorsze. Ciężko jeździ się rowerem w taką pogodę.
Byłam na Mazurach. Koniki trochę schudły, widać, zima nie tylko mnie daje w kość. Mają wymarzone warunki. Wielką biegalnię (stodołę, ale wolną od kurzu, widną), potem zadaszoną biegalnię zewnętrzną, a na koniec wybieg zewnętrzny. Trzy przestrzenie, do wyboru do koloru, zależnie od potrzeb końskich. Szczęśliwe Patatajce.
U Kafla wszystko dobrze. Też trochę schudł. To niesamowite, ale on naprawdę mnie lubi, naprawdę mnie poznaje. Wystarczy, że do niego przyjadę, popracuję dziesięć minut i koń zachowuje się tak, jakbym codziennie u niego była. Jest spokojny, zrelaksowany, stoi sobie koło mnie, pozwala na wszystko, wykonuje wszystkie ćwiczenia z wypisanym na pysku: "wszystko wróciło do normy".
Może uda mi się do niego w marcu pojechać, albo jeszcze w lutym...