zdjęcie jest z pewnego lipcowego bądź czerwcowego ogniska, na którym odbywały się walki z chodnikiem, z żużlem, ze zbożem, z rzepakiem, a także z burakami i nieistniejącym radiowozem. trudno powiedzieć, kto wygrał, może wszyscy ci, którzy nie walczyli wcale. xd
ładne, nieładne...co za różnica, ten pebe..on nie jest od tego
Zmuszałam dziś do życia karpie w mojej wannie. Mama zazwyczaj karmi rodzinę w święta dwoma karpiami, tak samo tym razem.
Kiedy umierają, zanika u nich odruch ruszania skrzelami, płetwami, oczy matowieją, robią się obojętne, nieruchome... Czy słyszały już opowieść o głównym daniu wigilijnym? Tego nie wiem, dlatego zawsze im mówie, że wszystko będzie dobrze.
Kiedy umierają, z początku odwracają się na bok, jakby odpoczywały, jednak nie wyglądają na takie, co pragną życia. Zresztą, wcale im się nie dziwie.
No i cuciłam te karpie, przywracałam im funkcje życiowe, by wieczorem oddały ostatnie tchnienie i uległy precyzyjnie naostrzonemu specjalnie na tą okazję, używanemu raz do roku nożowi kata, okrutnego zabójcy, który łączy się w te radosne, przedświąteczne dni myślami z innymi zabójacmi na całym świecie.
Nie wiem, jak to jest z karpiami. w swoim zyciu spotkałam ich pewnie 32, z iloma się zapoznałam, dokładnie nie pamiętam, ale zawsze, kiedy dotrą po długiej podróży do naszego domu, prawie nie mają łusek. Może gubią je ze zmartwienia albo znaczą nimi drogę na wypadek gdyby udało im się powrócić do rodzinnego stawu, chociaż to ślepa uliczka.
Mama(juz po wszystkim) daje mi taką oczyszczoną, mieniącą się łuskę i przykazuje trzymać w portfelu. Może po to, żebym pamiętała, kto oddał życie, by tradycji stało się zadość!
święta, wielce mi... dla karpi, śledzi i drzewek zwanych choinkami to czas okrutny.