Jestem pechowa !!!!
Ponownie spadłam z konia, w sumie-była to raczej ewakuacja z mojej strony fakty są takie, że znów poturbowana, to straszne, dwa razy w ciągu 3 tygodni !!!!
Sir Gimley na treningu był strasznie przeczulony na wszelkie kąsające go owady, mieliśmy rozprężyć się przed skokami. Najpierw wspinał się, potem posłuchał mnie troszku i poszedł do przodu, sielanka za długo nie trwała, bo zaczął kłusa, a jak się na dobre wkurzył na te kąsania, po prostu dzikim galopem zaczął przed nimi uciekać i wówczas to już w opgóle nie słuchał co się do niego "mówi", biegał na oślep. Efektem tego jest uderzenie wielkiej gałęzi drzewa w moją głowę i twarz. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, ale jak już jakoś doszłam do siebie, nie miałam sił na wojnę z Gimley'm i jego "kąsicielami". Rozejarzałam się czy na ziemi i jest bezpiecznie i ... e w a ku a c j a !!!!
... TYLKO 6 DNI ... uhhh !