Każdy człowiek przy zdrowych zmysłach - oczywiście nie będąc w ciąży - twierdzi, że ciąża to nie choroba.
Oczywiście, ja też tak myślałam... dopóki w moi brzuchu na pojawiła się mała fasolka ;)
Jednak po 21 tygodniach ciąży - czyli jakby nie było jej połowie - stwierdzam, że każdy, kto mówi, że ciąża to najcudowniejszy okres w życiu kobiety raczej nigdy w ciąży nie był...
Wydaje się to bardzo proste, kilka wizyt u lekarza położnika, kilka badań, rosnący brzuch i wreszcie finał - poród.
Ja chyba mam więcej "szczęścia i zapisano mi w życiorysie więcej "atrakcji".
Każda ciążarna wie, że trzeba odwiedzić dentystę - to problem, jeżeli przed ciążą to nie było nasze ulubione miejsce, ale jest troche łatwiej, bo wiadomo: "wszystko dla dobra dziecka". Problem pojawia się dopiero wtedy, gdy zaczyna coś boleć, a przyczyną jest zatrzymana ósemka. Tutaj też nie jest prosto, bo chirurg stomatolog informuje o możliwości poronienia - mimo, że dopiero się przyzwyczaiłam do myśli, że w moim brzuchu rośnie mała Nadia? - jednak trzeba działać, ból jest coraz większy, opuchlizna sprawia, że wyglądam conajmniej kominicznie.. Przychodzi czas na wizytę u lekarza prowadzącego, który musi "wystawić pozwolenie" na zabieg. Poszło gładko, oczywiście moja doktor pamiętała by znów przypomnieć mi o zagrożeniach - mimo, że jest to już 4 miesiąc, ryzyko jest o wiele mniejsze niż w pierwszych trzech, ale nadal muszę pamiętać, że dużo ryzykuję.
To obojętne kiedy przystojny lekarz przy robieniu znieczulenia mówi "skarbeńku przepraszam, że Cię boli, za chwileczkę przestanie" - mimo, że powinno zrobić to na mnie wrażenie, bo przecież jego pacjentkom na sam widok doktorka miękną kolana.Potem było już tylko gorzej. Zabieg całkiem spoko, ale na wieczór przyjechało pogotowie,a noc spędziłam w szpitalu.
Myślałam, że wszystko co najgorsze mam już za sobą - jednak to był dopiero początek...
Użytkownik rudaa7
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.