Nie potrafię ubrać w słowa tych wszystkich uczuć, które plączą się w mojej głowie. Zaistniała sytuacja jest pewnego rodzaju próbą. Próbą wytrzymałości i odporności, silnej woli. Każdego dnia wychodząc z pracy zostawiam tam rozsądek i wracam koło 5 do domu, wiedząc, że już o 11 rozpoczynam swoją 13 godzinną zmianę. Polubiłam ten stan, kiedy nie zastanawiam się nad konsekwencjami, kiedy myślę tylko o tym co jest tu i teraz i jestem szczęśliwa. Jest we mnie tyle fajnych emocji. To taka mała euforia, choć po chwili zastanowienia wracam na ziemię, patrze na kalendarz i zaczynam zdawać sobie sprawę, że mamy tylko 4 tygodnie. Wtedy emocje opadają i rozsądek wyciągam z kieszeni. Wiem, że nasze drogi się rozejdą.