wakacyjne, błehehe.
jezu, dizś jest mój bardzo pechowy dzień.
to białe gówno na dworze wszystko spieprzyłem i spóźniłem się na przeinteresującą technikę.
no i potem zgubiłem legitymacje (później się okazało, że zostałem okradziony, sprawcę znam i się do niego dorwę).
no a musiałem pojechać autobusem na matematyke, nono.
więc musiałem skasować normalny bilet [*] i w ogóle był kanar i mam fobie społeczną i boję sie ludzi.
no i oczywiście byłem dwadzieścia pięć minut przed lekcją, więc poszedłem do...rossmana!
i tam było najlepiej, bo czytałem marinę.
muszę się wybrac do miasta po książki i w ogóle przeczytać wszystko co mam z biblioteki, czyli cztery pratchetty i gaimanka.
ehh. masakra.
bożę, za chwile wiosna. jezu, ale będzie organizmicznie, ołmajgad.
a do "odpoczynku" jeszcze tylko cztery dni, na litość Royusia, czemu tak długo?!
another brick in the wall