Wieczór, noc, Wisła, światła...
I kompletny chillout spowodowany wcześniejszym relaksem podczas odnowy biologicznej...
Cudownie jest podziwiać nocny krajobraz. Piękna, ciepła granatowa noc... Gładka, spokojna Wisła, lekko kołysana prądem, nie niepokojona przez tramwaje wodne i reszte znienawidzonych przeze mnie statków. A w niej odbijające się światła statków-restauracji, latarni i przejżdżających samochodów na moście. Te pierwsze są niczym igrające języki ognia, wijące się we wszystkie strony, jakby chciały się uwolnić, spętane linami , a reflektory samochodów jak przelatujące świetliki.
Dalej podziwiam nocne łowy pająków, jak jeden z nich oplata swoją ofiarę, nicią pajęczą. A poniżej, setki kłódek obwieszczających miłość. Wiele z nich już tam nie ma, zostały siłą obcięte, wyłamane itp. Zostały tylko ślady w postaci oberwanych metalowych linek. Tak jak ślady w sercach niektórych osób, które zawieszały je tu z myslą, o wiecznej i jedynej miłości. Bo zawsze się coś kończy... Tak jak miłość tych wielu osób. Według mnie, nie zakochuje się tylko raz w życiu... Tak samo skończy się ten widok, jutro o 5 rano nie będzie tej magii, nie będzie tego nastroju do refleksji, ogniki wygasnął, świetliki zamienią się w zwykłe owady, a majestatyczna i lustrzana Wisła stanie się ciemną, brudną rzeką, której fale czasem są jak na morzu. Bo krajobrazy miejskie są tak piękne tylko w nocy. Ale, te widoki wrócą! Powrócą o godzinie 20 i znów będą zachwycać i inspirować. Tak samo powróci miłość. Inna, może lepsza?
Kocham noc, kocham ten stan . Czemu oczy nie potrafią fotografować?