Część 27
Czy to naprawdę ona..? Spojrzałam w okno jeszcze raz, ale tajemnicza postać i dziewczyna zniknęły już dawno z pola widzenia. Delikatnie podparłam się rękoma wyrażając chęć powstania, jednak Rafael pociągnął mnie delikatnie ku ziemi nakazując bym się nie ruszała.
- Spokojnie. Odeszli. - wyszeptałam.
- Jesteś pewna? - zapytał niespokojnie.
- Tak. Widziałam przez okno jak wychodzili. Musimy ich znaleźć Rafaelu. Czuję, że.. Czuję, że powinnam jej pomóc.
- Wydostańmy się stąd. - polecił, po czym wstaliśmy i ruszyliśmy w kierunku drzwi awaryjnych.
Mróz wdzierał mi się pod materiał sukienki, powodując tańczące na moim ciele dreszcze. Pocierałam niespokojnie ramiona, a Rafael rozglądał się dookoła. Na jego perfekcyjnie wykrojonych rysach twarzy malowało się skupienie i niepokój.
- Vicky, to Ty? - usłyszałam nawołania z naprzeciwka.
- Angela? - zapytałam.
- Rafael?
- Michał? - zawtórowali nasi anielscy opiekunowie.
- Co tu się dzieje do licha? - zapytałam.
- Też ich widzieliście? To znaczy tego mężczyznę i Melissę? - zapytała Angela.
- Tak.. Czyli to naprawdę ona. Wydaje mi się, że to właśnie jej powinnam pomóc.. W dniu pożaru siedziała z Stevenem. Wtedy.. Myślałam, że chodzi o Stevena, ale nie pomyślałam, że światłość mogła wskazywać mi nie jego, ale ją.
- To by pasowało Vix. Ja od samego początku balu śledziłam tamtego mężczyznę. Nie mam pojęcia kto to, jednak wiem jedno.. Muszę zawrócić go z złej ścieżki zanim będzie za późno. Powinnyśmy ich znaleźć. - popatrzyła na mnie wnikliwie, nie zważając na naszych skrzydlatych pomocników, którzy stali obok z grobowymi minami. - Rozdzielmy się. Jest nas czworo. Jeżeli każdy z nas pójdzie w inną stronę to wcześniej czy później natkniemy się na nich.
- Nie wydaję mi się by to był dobry pomysł. - pokręcił z dezaprobatą głową Rafael, a następnie posłał Michałowi porozumiewawcze spojrzenie.
- Ange ma rację. - stanęłam w obronie przyjaciółki. - Tracimy zbędne minuty, a tak będzie najszybciej. Tych dwoje potrzebuje naszej interwencji. - powiedziałam podpierając boki ukazując tym samym nastawienie bojowe.
- Niech będzie. - przytaknął Michał, w którego spojrzeniu pojawił się tajemniczy błysk, ale nie miałam czasu na próbę rozszyfrowania wyrazu jego oczu.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz. Uważaj na siebie Victorio. - w tęczówkach Rafaela zagościł ból skonfrontowany z nadzieją na powtórne spotkanie.
Na odchodnym uścisnęłam każdego z osobna i ruszyłam w nieznany mrok lasu.
Byłoby mi bardzo miło, gdyby każdy kto czyta zostawił po sobie ślad w postaci komentarza, nawet z uśmiechniętą buźką, cokolwiek:)
Ostatnio tyle się dzieje w moim życiu, że gdzieś zatracam w sobie motywację do pisania.