Część 26
Zaskoczony nagłym obrotem spraw tłum rozbiegł się na wszystkie strony świata. Chłopcy zaczęli szukać włączników świateł by rozjaśnić aurę grozy, która nagle wdarła się na salę beztroskiej zabawy. Kilka dziewczyn zapiszczało, jakby ich krzyk mógł w jakikolwiek sposób pomóc w zaistniałej sytuacji.
Przepełniona pozytywnymi jak i negatywnymi emocjami stałam w niemym bezruchu obserwując ciemność, która pochłonęła do reszty wcześniej pięknie oświetlone i udekorowane pomieszczenie. Zaciskałam bezradnie dłonie, aż do momentu gdy Rafael wycucił mnie z letargu łapiąc mechanicznie moją rękę.
- Chodź. - powiedział ciągnąc mnie za sobą.
- Dokąd? - zapytałam osłupiała.
- W miejsce, które będzie choć odrobinę oświetlone. Chcę mieć Cie ną oku. - powiedział poważnie.
- Czy to znaczy, że..?
- Tak. Zaczyna się.
Te trzy słowa sprawiły, że nie potrzebowałam więcej informacji by wiedzieć na czym stoję i by nie zadawać zbędnych pytań. Wszelkie moje wątpliwości, obawy i niepewność zaczęły wydostawać się spoza mojej głowy chcąc ujrzeć światło dzienne. Chociaż w tej sytuacji zobaczą raczej jego brak.
Owe uczucia były moimi kompanami od tygodni, jednak wtedy było łatwiej, bo istniały tylko w mojej głowie. W tym momencie były tu i teraz i wychodziły ze mnie niczym mroczne kreatury. Nabierały kształtów i zapewniały mnie, że mnie tak szybko nie opuszczą. A może raczej nie odpuszczą.
Nie przeszliśmy nawet dziesięciu kroków, gdy spod sceny uwiódł nas złowieszczy głos.
- Niech nikt nie próbuje wyjść z tego budynku. Jeżeli nie będziecie mi niczego utrudniać to wszyscy pozostaniecie żywi. - zaśmiał się, grożąc tonem nieznoszącym sprzeciwu. - A teraz na glębę. Raz, raz!
Upadłam bezwiednie na podłogę tuż obok Rafaela. Nawet anioł nie miał zamiaru przeciwstawiać się temu psychopacie. Za nami wszyscy jak jeden mąż zaczęli się kłaść na podłodze jeden obok drugiego.
W powietrzu unosiło się wibrujące powietrze naszych drżących oddechów. Liczyłam w myślach upływające sekundy. 1..2..3..4.. Następnie usłyszeliśmy dwa wystrzały i zamarliśmy. Nikt nie miał nawet odwagi by wypuścić powietrze z ust, a co dopiero otworzyć oczy.
Czekałam na jakikolwiek dźwięk, odgłos.. Cokolwiek. Jednak było kompletnie cicho. Żadnego krzyku, skrzypnięcia desek lub kroków. Całkowita, niczym niezmącona cisza.
Spoglądając przez okno kątem oka zobaczyłam sylwetkę. Ciemna, zakapturzona postać ciągnęła za sobą jakąś dziewczynę. Delikatny błysk księżyca oświetlił na moment jej twarz, która okryta była jakąś narzutą spod której wydostał się pojedyńczy lok kręconych blond włosów.
Czy to.. ?! To niemożliwe..