Zamykala drzwi za soba po raz kolejny samotnie, zastanawiala sie co jeszcze moze ja spotkac. Daleko od miejsca, ktore sprawialo jedynie wrazenie glebszej pustki niz bycie nieszczesliwa, zbyt czesto tego doswiadczala.
Milosc,
Tak szalenie nie wiem jak moglam dopuscic do obecnesci kolejnego mezczyzny w moim zyciu. Z pewnoscia ciekawosc odgrywa tutaj najwieksza role. Za malo charakterow poznalam, nie tylko tych meskich, kazdych. Jednak akurat on sprawil, ze czuje sie tak bardzo nieswojo z sama soba po raz kolejny. Przeswiadczenie z przeszlosci pozostawilo mi strach do okazywania emocji, siebie samej, mowienia prawdy, bojazliwosci wobec wiekszosci typowych zachowan damsko-meskich, a nawet ogolnoludzkich. Wszystko zaczelo sie dawno temu, zaczynajac oczywiscie od rodzinnego domu, to on pozostawil w moim sercu najwieksza niewiadoma. Nigdy nie moglam byc soba, zastraszana emocjami i brakiem rozmowy szczegolnie w okresie dojrzewania zrobilo ze mnie jeszcze gorsze dziecko, niz 19 lat temu kiedy sie urodzilam. Wrzeszczace i panikujace w niemal, ze kazdej sytuacji, gdy tylko probuje byc soba. To za duzo powiedziane, gdyz bycie soba jest mi calkiem obce. I gdy odkrylam ze to problem lezy tylko i wylacznie we mnie, po raz kolejny nic nie zrobilam. Nadal sprawiam wrazenie zyjacej, mlodej osoby ktora daleko od poprzedniego zycia zaplanowala doroslosc. Zawsze bylam swiadoma, ze to bedzie cholernie trudne, szczegolnie samotnie. Dzis czuje sie wyjatkowo dziwnie, tak delikatne dwa tygodnie spedzone u Jego boku cos we mnie zlamaly. Poczulam jak to jest gdy mozesz liczyc tylko na siebie i troche na niego, zrozumialam ze jest jedyna osoba na ktora chce liczyc. I gdy ja zostalam tutaj sama, a on wlasnie wyladowal, czuje sie dziko, dziwnie, nie tak jak kiedys myslalam o tesknoscie. Calkiem inaczej, gdy leze i obserwuje jego szlafrok, ktory przesiakl dwutygodniowym Nim. I zastanawiam sie, czy na pewno chce Go poznac, tak jak sugeruje, gdy patrzyl w moje oczy i szeptal: bedzie dobrze, zobaczysz. Tylko jemu potrafie uwierzyc, nawet gdyby sam Papiez powiedzial mi osobiscie, ze wszystko sie ulozy, to za nic w swiecie bym nie uwierzyla. Tak bardzo wie jak do mnie dotrzec, choc nie mowi za duzo, ale niesmialosc jest mu daleka jak dla mnie odwaga, czyli bardzo daleka. Zastanawia mnie Jego dojrzalosc, kiedy ja jestem dzieckiem, ale to rowniez dziala w obie strony. Od poczatku towarzyszy Mu tajemniczosc, ktorej zaczyna sie pozbywac, tak bardzo udowadnia mi tym, ze to wlasnie ja zasluguje na milosc, ktora z kazdym dniem chce mi dawac. A ja? Ja w tym wszystkim niewytlumaczalnie czuje sie zagubiona. I gdy probuje dalej pisac, tlumaczac dlaczego takie zjawisko wystepuje, to nie potrafie. Cos w moim sercu oderwalo sie od szczescia dawno temu, ale skad slabosc do bycia ofiara, poddajacej sie symptomom choroby psychicznej? Uwazam, ze bronie sie juz przed wszystkim, praca, rodzina, miloscia bo jestem normalna, dzis najnormalniejsza, przez maly moment, gdy zaczelam znowu zyc. I wiem ze zycie jest jak placzaca wierzba, i chociaz jest piekna to placzaca. Dlaczego wlasnie z takim wnioskiem probuje zasnac. Czego sie nie dotne to plonie, jak na zlosc ginie.