Słabszej jakości samojebka z maja, dosc nieciekawego maja, który kojarzy mi sie głównie ze spontanicznymi wypadami do Warszawy, takie tam.
Wszystko ostatnio zawarte jest w dźwiękach.
Budząc się nocą z kolejnego koszmaru lub bardzo nudnego snu leżę patrzac się w sufit i wsłuchując w dźwięki domu, odległe trzaski kryjace psychopatę albo Slendermana.
Wszystko, byle nie analizować, nie wgłebiać się. Choc powinnam, w końcu trzeba to zrobić, jestem już zmeczona gonitwą za mrzonkami.
I tak, absolutnie i całokowicie załużyłam na to, aby usłyszec znienawidzone "a nie mówiłam?!"
W życiu trzeba sie czołgać - prawda. Jednak w końcu stajesz na nogi, bierzesz karabin i robisz co do ciebie nalezy. A potem już z górki.
Czekam póki co, obserwuje sobie i zapamiętuje, a potem? Kto wie, zdam sie na KA.
Jest źle. Ale pracuje nad tym.