Stał sobie pod domem nauczyciela namiot jakiegoś faceta. Obok leżał dmuchany materac. Wskoczyłem sobie na niego i się tarzać począłem. Materac okazał się słaby i pękł. Zmartwiłem się, bo już drugi raz zniszczyłem temu facetowi jego materac. Jemu też się to nie spodobało, bo zaczął mnie gonić. Wbiegłem do klatki nie zamykając za sobą drzwi. Wiedziałem, że to powie facetowi gdzie uciekłem, ale nie było czasu. Biegłem po schodach przeskakując po trzy schody na raz. Dotarłem do mieszkania i zamknąłem drzwi na łucznik. Powiedziałem matce, która latała w samej bieliźnie, aby się ubrała, bo zaraz przyjdzie facet na skargę. Usłyszałem głosy dochodzące z klatki. Wyjrzałem przez judasza i zobaczyłem że facet pobiegł na górę. Odetchnąłem. Z ulgą. Zasiadłem przed telewizor i oglądałem jakieś mtv. Przyszły 3 koleżanki brata. Wracały prosto z występu w owym mtv. Przywitałem się, usiadły koło mnie. Wtedy dzwonek zadzwonił. Jedna z koleżanek otworzyła drzwi. To był ten facet, który mnie ścigał. Chciał rozmawiać z mamą. Powiedziałem mu, że mama i tak o wszystkim już wie. Powiedział, że spoko i chciał żebym mu znalazł w necie telefon do straży pożarnej. Nie wiedziałem po co mu to, ale włączyłem google i wpisałem 'straż...' jednak był włączony jakiś chujowy T9 i nigdy nie wychodziło to co chciałem napisać. Nie wiedziałem jak to wyłączyć. Męczyłem się chwile, aż w końcu zrezygnowałem. Facet się strasznie wkurwił. Rzucił pudłem z różnymi pierdołami na podłogę wysypując całą zawartość i wyszedł. Głupio się czułem i dziwiłem się, że nie chciał żadnych pieniędzy za zniszczone materace :)