Z cavaliady.
Zawody ogólnie fajne :p
Dużo się dzieje, zwłaszcza u mnie w głowie. Ale ostatnie kilka dni było na prawdę pozytywne, aż dziwne.
Małe załamanie psychiczne już za mną, teraz czas "wyrywania chwastów".
Chociaż z tą moją psychiką to bywa różnie, dziś na przykład miałam mega dziwny,a jednocześnie cudowny sen <3
Co prawda, przez niego zaspałam na dwie pierwsze lekcje, ale było warto, jak najbardziej <3
Jaka szkoda, że to tylko sen :'(
Poza tym... Dziś mamy piątek trzynastego, a mi (dziecku pecha) jeszcze nic poważnego się nie wydarzyło,
może zła passa zażegnana? Nieeeeeeeeeee, to pewnie tylko uśpienie mojej czujności, tak, tak!
W stajni w sumie ok. Dameska ogólnie grzeczna, fajnie chodzi, ujeżdżeniowo się szkolimy teraz.
A ja w miarę zaczynam ogarniać. Oprócz mojego kochanego garba jest podobno całkiem przywoicie.
Z Esbo robimy postępy. Co prawda nie jesteśmy jeszcze tam, gdzie chciałabym, ale na dobrej drodze.
Z zebraniem już nie ma problemów, zażegnaliśmy także nieustanne machanie łbem na wszystkie strony,
nawet zaczęliśmy żucia z ręki! Mega dumna z niego jestem, nie pomyślałabym nigdy, że tak szybko się uczy.
Jednak z przejściami mamy małe problemy czasem, najbardziej z przejściem galop-kłus.
Esbo lubi sobie podgalopowywać potem jeszcze, ale wystarczy mocniej przytrzymać,co za tym idzie- przez chwile mam
małe 65748392847 kg na łapie... No i te niepłynne wolty, które w naszym wykonaniu są mega pokraczne,
ale z moim doświadczeniem, niemal zerowym i jego lękiem do jeźdźca, którym na nim siedzi, myślę, że całkiem nieźle idzie.