Mam serdecznie dość tych wszystkich pseudo-przyjaciół,
zatroskanych o mnie, tęskniących, a tak naprawdę mających to wszystko gdzieś.
Odzywają się ze zwykłej grzeczności, pytają się co u mnie, jak minął dzień, czy mam jakiś nową fascynację muzyczną, nową miłość.
Mam dosć tych ich perfekcyjnych masek teatralnych, a jak na dobry teatr przystało - w kontakcje z nami ,widownią, są poprosu perfekcyjni.
Mają dobrą dykcje, ładne paznokcie , szczery uśmiech, zazwyczaj rewelacyjnie śpiewają.
Bijemy im głośne brawa, oczekujemy na więcej - jesteśmy nimi zachwyceni!
Po dobrze zagranym spektaklu zdejmują maski. Stroje starannie wieszają na wieszaku, bo kiedyś znowu trzeba będzie zagrać.
Wracają do swoich zwykłych spraw, bałaganu w pokoju, tłustych włosów, nie odrobionych lekcji, serialu w telewizji.Zapominają o nas.
A my żyjemy sobie w niewiedzy, twierdząc ,że to nasi przyjaciele.
Mój dobry Boże, naucz szczerości tych ludzi, albo daj im mocnego kopa w dupę, aby obudzili się z tego cholernego snu.