gdyby ktoś inny mi powiedział, co sądzi o swoim pobycie w tunezji i powiedział to, co ja sądzę, stwierdziłabym, że jest jakiś głupi i że chyba nigdy nie był w normalnym hotelu, że się tak ekscytuje. zapewne stwierdziłabym tak, ale 2 tygodnie temu.
a tak swoją drogą: w ciągu 2 tygodni 3 razy wyszłyśmy z hotelu (2 razy na plażę i raz pojechałyśmy do apteki), nic nie zwiedziłyśmy, nawet nie wiem czy żałować. nie żałuje, tyle mogę powiedzieć, bo jak zacznę opowiadać coś więcej zostanę uznana za wariatkę.
nawet nie nadałam temu kotu imienia.. dużo rzeczy nie zdąrzyłam zrobić w ciągu tych 2 tygodni. w przyszłym roku jedziemy na 4, postanowione (nie wiem jak ja tam wytrzymam!)
mam już wszystkie podręczniki, a dziadkowie namawiają mnie, żebym je przeglądnęła, najlepsze, że zrobiłam to, zanim mnie zaczęli namawiać. boję się, nie chę zostać kujonem... a tak swoją drogą wolałabym wiedzieć, czy agata dostała się do naszego gimnazjum. ktoś mógłby się poświęcić i ją spytać.
mniejsza o to.
liczę, że ktoś doceni moje wypociny w postaci notki i skomentuje ją, ale chyba jednak się przeliczam. ludzie, proszę, jeśli mnie kochacie: skomentujcie coś, przynajmniej będę miała na co odpowiedzieć, cholera.
ostatnio bardzo często jakieś przypadkowe pojedyńcze slowo wywołuje u mnie ciąg skojarzeń. teraz na przykład (słowo "cholera" -> moja babcia, która zwraca mi uwagę nawet przy "cholera" -> to, jak przeklinałam na wyjeździe -> marta (dziewczyna z tunezji (z hotelu), która nie lubiła jak się przeklina, przez co przestałam) -> cowieczorne mini disco (na które razem chodziłyśmy, jako jedne z niewielu uczestników powyżej 6 roku życia) -> zajebisty* animator (masakra/zajebisty/weyan/arabish'where is') -> kwiatek o nazwie bugenwilia
nie mam już co pisać więcej. pozdrawiam i żegnam.
*wybaczcie