jakos przetrwaliśmy zimę i wielkimi krokami zbliżamy się do wiosny.
jak to mówią: po sznurce do kłębku
wraz z promykami słońca raczyła zaszczycić mnie swą obecnością moja zagubiona w lesie motywacja. długo na nią czekałam.
ale lepiej późno, niż później, bo później mogłoby być za późno.
smutno mi, ale nie dlatego, że dla mnie na zachodzie rozlałeś tęczę blasku promienistą, bo zachody są naprawdę spoko, ale dlatego, że pewnemu panu na pewno jest smutno, bo go zasmuciliśmy, ale na jego własne życzenie. w końcu nie każdy dostał od mamy kalkulator z Kubusiem Puchatkiem.
pozdrawiamy pana, który podarował nam pizzę i napiwek.
kaczek nie ma, są pod barem, ale i tak pierwsze koty za płoty, czyli przełamaliśmy, a raczej zjedliśmy pierwsze lody.
teraz, wyposarzeni w lecytynę i magnez z wit. B6, ruszamy do boju.
pierwsze starcie już za 61 dni, dlatego nie ma czasu do stracenia.
biegnijmy na front i bądźmy czujni, choć znamy dzień i godzinę.
nie bądźmy kowadłem, nie dajmy się młotowi, bądźmy Fe, utlenionym maksymalnie.
bądźmy jak beztkankowce z choanocytami i chłońmy wiedzę. bądźmy konsekwentni i uparci, jak Shrekowy kolega. bądźmy odważni jak lwy i pewni siebie, leżmy brzuchem do dołu, nigdy do góry, byśmy byli jak sowa, jak Salomon, jak Janusz Szczepański!!
my tu gadu-gadu, a ona się zbroi.
do boju, ziomkowie!
wracam na pole bitwy. wróg nie śpi.
afe, tudzież salót.