Loczek <3
Nigdy ,przenigdy nie życzę nikomu tego co ja dzisiaj z Loczkiem przeszłam...
Rano wszysto okej. Po 18 się zaczeło. Loczek jakiś słaby , niby dobrze i po chwili chciał się wytarzac.
To już wiadomo co jest. Dostał rozwolnienie troche się noo.Coraz to słabszy był. Zaczeliśmy z nim chodzić,ale było coraz to gorzej, nie miał sił stac, nogi miał jak z "waty". Po 30 min. męczenia się żeby zaczął chodzić, zdzoniliśmy do weta, oczywiście żaden nie odbierał, jeden odebrał to powiedział że dopiero jutro, ale przeciez Loczek do jutra byłby już martwy,jego stan cały czas się pogarszał, nie gryzł, ledwo oddychał. Wkońcu po prawie godzinnym dzwonieniu ppo weta jeden powiedział " Już wyjeżdzam, zaraz będę" Przyjechał i osłuchał Loczka. Powiedział że to nie ma co i odrazu zaszczyk, Loczek wiercił się ,
leciała z niego krew, męczyliśmy się z 10 minut aby dać mu ten lek. Wszędzie pełno krwi. Lekarstwo zadziałało po 10 minutach. Wet kazał nam go lążować , mieliśmy też zastrzezone że nie może stanąć dopuki nie póści gazów, więc 3,5 h lązowanka. Wkońcu puściło. Wet zalecił loczkowi diete na dzisiaj. Nie ma dostać nic, totalnie nic. Jutro tylko troszeczkę.
Lek działa tylko 8 h więc o 6 muszę zobaczyć do stajni i oby było wszystko okej....
Dostaliśmy też maść na odrobaczenie, no...
Tego co my przeżywaliśmy nie da się opisać... Ale wiem jedno że to było najgorsze co mogło nas spotkać :< ....
Nie mam sił.
To był dla mnie koszmar.Odwiedze was jutro.