Po raz pierwszy od Roku,zobaczyłam znowu te ulice,bloki.i co najważniejsze to miejsce gdzie się urodziłam.
Gdzie się wychowywałam przez 17 lat.nie całe 17.
Przypominam sobie ten moment,kiedy po mimo tak strasznej pogody,tego deszczu.
Stałyście tam pod jednym parasolem,całe zmoknięte.Mimo to,przez 24 godziny
ten cudowny uśmiech nie znikał z waszych twarzy.
Nie wiesz co to znaczy być szczęśliwym człowiekiem,nie wiesz co to szczęście.
Zmoknięte,przemoczone buty,ręce drżały z zimna.
Boże,gdziekolwiek jesteś,Dziękuje Ci za to,że 9 lat temu poznałam tak cudownych ludzi.
a kilka miesięcy później kolejnych.
Radość? nie,nic nie było wstanie opisać tego co wtedy czułam.
Cudowny melanż oraz wypad z najbliższymi osobami..
Koncerty,wyjazdy.Tak jakby wcale nie istniał świat,
i jakby nie istniało coś takiego jak WIELKANOC.
Drugiego dnia pobudka,totalny kac,i tak jedziemy do 3 nad ranem.
Wracając nad ranem,wcale nie interesowało mnie to,że
miałam porozrzucane wszystkie rzeczy,moje walizki były po wywracane.
życie było piękne.
ale wszystko co piękne musiało się skończyć
szara rzeczywistość,proszę państwa,wróciła.
zapukała ponownie do mych drzwi.
Czarne chmury, świadomość, połamane myśli. Szalone, szalone, głodne serce.