rozdrażniona brakiem snu, jest i nie jest mi wszytsko jedno.
carpediemcarpediemcarpediem.
dziwie sie sobie, ze tak daje rade, bo przez wiekszość mojego życia zastanawiam się nad wszytskim począwszy od tego co bylo, a skońszywszy na tym co ma być. a to obecne carpe diem powiedzmy ze jest dobre i sie w nim odnajduję, z tym, że jest jak wierzchnia warstwa ubrań, którą na siebie narzuciłam - lubię ciepło i jest mi dobrze, jednak z czasem robi się za gorąco i trzeba tę warstewkę zrzucić. boję sie togo co może byc potem- gdy zdecyduję się zdjąć wierzchnie, zarzucone ubranie.
"...I tried to give you up, but I'm addicted." muse