Oczywiście tak jak przewidywałam - na siłownię już nie zdążyłam. Mama przyjeżdża do domu i musiałam pomóc jej się spakować.. Tragedia, skąd ona ma tyle ciuchów?!
Dzień dość nijaki, poza chwilami gdzie strasznie się zamyślałam.
Kupiłam sobie dzisiaj zapas moich ulubionych płatków z Lidla, postaram się wrzucić ich zdjęcie jak tylko odnajdę kabel :)
Rano na śniadanie - płatki (coś z rodzaju fitnessów) z maślanką truskawkową (tak, maślanka jest kaloryczna, ale w sumie wyszło mi poniżej 300kcal za sycące śniadanko, które powinno się jeść bez względu na wszystko)
Następnie jabłko, dwa wafle ryżowe z serem i pomidorem (mnóstwo bazylii i oregano.. mrr)
Kilka delicji, a na koniec dnia.. KREWETKI :) mniam! szkoda, że mimo cudownie niskiej kaloryczności bardzo podbijają cholesterol..
Dojadłam sobie dwoma skibkami chleba graham :)
A jutro drogie panie - SPINNING! Zajęcia z serii endurance.
Dodatkową motywacją do intensywnego ćwiczenia jest fakt, że dowiedziałam się, że będę rodzynkiem w grupie - sami faceci! ;)
i jeszcze jedno:
Dziękuję za odzew w poprzedniej notce! :)