trochę magii.
i tak mija kolejny wieczór. na fajkach, braku chęci do życia, długim spacerze po lesie i śmiechu, który jest przecież tylko chwilowy. w domu i tak czeka na mnie melancholia mojego pokoju i fakt, że już przecież nie będzie jak dawniej.
Patrycja miała być, ale jechała do Poznania na film. minuuuuuuuuuuuuuus, bejbe.
mam nadzieję, że jutro mama zostawi mnie w domu, a nie będę musiała jechać do Pożarowa na słodką noc w starej szkole. porażka.
Sweeney Todd <3
jeśli chodzi o plany na dziś to właśnie golibroda, herbata, koc i ja.
i nikt więcej. nikt ani nic. i fakt, że przecież mogłabym coś z tym zrobić.
truję się tą całą bezradnością. truję się bardziej niż czymkolwiek. truję się brakiem. brakiem KOGOŚ. i brakiem CZEGOŚ.
postanawiam żyć z dnia na dzień. od weekendu, do weekendu, od wtorku do piątku i od miesiąca do miesiąca.
coraz bliżej święta. reklama Coca Coli szybsza niż śnieg. nawet w sklepach sprzedają już mikołajowo-marcepanowe batoniki. mniam!
'zostało tylko echo ( echo ). Ciebie już tu nie ma nie zmienimy już nic...'
help me ( ? )