Uwolniona dawka kofeiny. Dziko pulsująca w żyłach krew. Szalenie namiętne spojrzenie w Jego stronę. Trzymanie w garści tej chwili, pełnej nieograniczonego szczęścia. Najwięcej znaczące dwa cienie. Ich dusze pochłaniają z namiętnością słowa, wydobywające sie z serc. Chwila dudniącej w uszach ciszy. Ciało obojga doszło do temperatury niemal wrzenia. Człowieka poznaje się po gestach nie słowach, dlatego wyrazy są tutaj tak banalnie niepotrzebne...
Dlaczego nie moze byc nadal tak jak bylo? Ten obojetnie brutalny wszechswiat zsyla na mnie klątwy. Zabiera mi wszystko co kocham i zamienia na niespodzianki odwrocone twarzą do tylu, ktore wywolują terror w tym moim marnym zyciu. Przestalam walczyc, to nie znaczy, że sie poddałam. Przestalam walczyć, bo my oboje stracilismy juz sily. czas na regeneracje, a moze nigdy juz nie sprobujemy. Moze oboje zrezygnujemy z czegos z tak wielkim zalem, ale po to, zeby bylo wkoncu dobrze. Nie wiem tego. Skąd mam to wiedziec.
Nic sie nie liczy, wszystko traci codzien cząste swojego sensu, i moge jesc teraz ten splesnialy dzem, tak samo jak moge miec trzy miesiace nie zszytą noge. to udowodnilo ze wszystko sie zablizni, predzej czy pozniej.
zwyczajna fala smutku, handra, czy moze kolejny przyklad niedoskonalosci mojego sposobu zycia... Nazywajcie to jak chcecie.
Ludzie tak zadko myslą o konsekwencjach swoich czynow, skarzac sie pozniej na swoje problemy, ktore tak czesto wynikają z ich lekkomyslnosci lub po prostu braku zwyczajnych zasad tlumacząc ze im sie nalezalo...
Chciałabym podziekowac dwom chlopakom, ktorzy niezaleznie od dnia, sytuacji czy godziny, zawsze zajmują sie mną, gdy tego potrzebuje, przygarniają mnie, rozsmieszają i dostarczają do domu! :*
Pink - Please don't leave me. ...
Pozdrawiam Ańćkę.