Na miejscu jeziora Pakoskiego stała dawniej świątynia. Pewnego dnia, świątynia ta, z zebranym w niej ludem, zapadła się, a przepływająca w pobliżu rzeka Noteć wypełniła zapadlisko swymi wodami, tworząc jezioro Pakoskie. Odtąd co kilka lat, na powierzchnię tegoż jeziora wychodzi w południe ksiądz i grobowym głosem błogosławi wodę. Wówczas robi się tak cicho, że żaden wiaterek nie muśnie gładkiej toni, nie zaszumi nawet stary dąb... Od czasu do czasu słychać tylko z głębin słabe głosy zatopionych dzwonów... Według opowiadań mojego śp. dziadka stary dąb miał być miejscem ukazywania się rozmaitych duchów. O północy dochodziły z niego jakieś okropne jęki. Między ludem krąży wieść, że pokutował tam dawny włąściciel jeziora. Wksiężycowe noce wyskakiwał on z wody w postaci czarnego konia. Z głuchym tętnem okrążał jezioro, zatrzymywał się przy dębie i wpadł na powrót do topieliska. Pewien stary leśniczy postanowił to zbadać. Jednego wieczoru, wziął ze sobą strzelbę oraz psa, i udał się nad jezioro. Nazajutrz znaleziono w pobliżu wody strzelbę i martwego psa. A leśniczego ani śladu. Opowiadano jeszcze, że w ową noc dochodziły od strony jeziora jakieś niesamowite odgłosy i żałosne skomlenie. Od tego czasu nie znalazł się żaden śmiałek, ktory by chciał zbadać tajemnice jeziora.