Mam metlik w glowie. Moj facet zmienia prace i niby wszystko fajnie, ale godziny co najmniej beznadziejne. Nie wyobrazam sobie, aby z perspektywy kilku lat zawsze konczyl prace o 18, juz to przerabialismy. Niby powinnam go wspierac, ale boje sie, ze sobie nie poradze tyle godzin sama w domu z malym, juz od 10-16 z 1-2h drzemka w ciagu dnia jestem padnieta i nie mam na nic sily. W dodatku chcialabym spedzac z D. Jak najwiecej czasu, a nie wracac do tego, ze spedzac bedziemy go coraz mniej. To wszystko jeszcze sie nie zaczelo, a ja juz czuje niepokoj, zaczyna mi znowu odbijac, a bedzie tylko gorzej jesli bede codziennie czuc, ze brakuje mi tego wspolnego czasu, wspolnych spacerow czy wypadow gdzies za miasto. Nie chce czuc sie samotna, znowu.w najgorszym wypadku pojde do lekarza po leki. ZNOWU.
Czy tego uczucia pustki, smutku, samotnosci i beznadziejnosic da sie pozbyc raz a dobrze?
Eh.