John Krasinski (Jim Halpert z The Office. Chyba mam crusha).

Trochę się u mnie działo, ale nie powiem, że sporo. Ogólnie chyba dzieje się za mało, za mało dobrego, za mało pchającego naprzód.

Wciąż jestem oficjalnie singielką. Czy mnie to cieszy? Nie. 

Mam dużo do zrobienia "na wczoraj". Jutro znów plan. Mam od wczoraj ranę na nodze od golenia, której nie mogę zagoić.

Strasznie się spasłam, chociaż i tak nie osiągnęłam jeszcze chyba mojej maksymalnej życiowej wagi sprzed kilku lat. To już nie te czasy, kiedy szukałam grupy dietetycznego wsparcia na fotoblogu. Jestem starsza i pewnie bym nie znalazła tu takiego towarzystwa, poza tym brakuje mi motywacji.

Nie wiem, jak to zrobię, ale chcę schudnąć: najpierw do 60, potem 55, potem 50. Docelowo... nie wiem, może 48, może 45. 

Nie wiem, co mi to da. Jeśli schudnę, zacznę pchać się na różne castingi. Może poszukam jakichś agencji modelek, gdzie przyjmują niziaków. 

Wciąż tli się we mnie marzenie o byciu chudzinką, filigranową laleczką z super figurą. Tyle, że czuję się już stara i zużyta i nie mam do tego aż tyle powera.

Muszę napisać cholerne tłumaczenia. Nie wiem, jak wyrobię się przed 9 września. 

Chcę trochę zarobić i kupić karnet na siłkę. Fajnie byłoby też znów pisać. 

Tęsknię trochę za tymi czasami nastoletniej diety. Za tym czasem, kiedy wszystko było przede mną, kiedy mogłam jeszcze myśleć, że decyzje dopiero przede mną. Kiedy jeszcze były rzeczy, które dawały mi jakąś przyjemność. Kiedy nie byłam takim przegrywem, które wszystkich zawiódł. Kiedy byłam ładniejsza i na pewno jednak zdrowsza. Kiedy żył Dziadziuś i Babcia. Bardzo tęsknię za dziadkiem. Nie mogę uwierzyć, że już go nie ma. Mój mózg wypiera ten fakt...