Coż, nadal nie wychodzi mi to bycie fit. Zwaliłam bilans przedwczorajszy i wczorajszy. Dzisiaj nawet nie chcę liczyć, chociaż w sumie nie za dużo zjadłam i jestem głodna. 

W środę (chyba) jadę do Warszawy. W sumie nie wiem, czy jechać. Gdybym została, miałabym parę dni spokoju. 

Ex wyświetlił w końcu to, co dodałam na grupowej konwie, ale nic nie napisał. Ciekawe, co sobie pomyślał. 

TAK, WIEM, GŁUPIA JESTEM, ŻE MYŚLĘ O TAKICH PIERDOŁACH, NIE MUSICIE TEGO PISAĆ :P

W ogóle masakra, trzy lata już minęły, jak nie jesteśmy razem, i nadal o nim myślę i czasem chciałabym bliskości z nim... ale to nierealne... Straszna męka ogólnie, nie polecam. 

Teraz nie wiem, co dalej. Muszę ogarnąć w końcu te nieszczęsne, żałosne, durne sprawy na studia. Masakra. Poza tym przez cały czas dotąd nie znalazłam pracy, ale ciężko mi robić coś konstruktywnego, kiedy nie mam za grosz prywatności ani kawałka biurka. Na stronie Schroniska na Paluchu znalazłam piękną koteczkę, ale raczej nie ma szans, żebym mogła ją adoptować - szczególnie, że nie wiem nawet, gdzie będę mieszkać w przyszłym roku...

Zwiedzałyśmy ostatnio ruiny z siostrą - takie różne stare domy, starą szkołę. Mega wrażenie robią na mnie takie miejsca. Wkurzyłam się, bo jedną ruinkę ostro zdewastowano - zniknęło też fajne, stare radyjko i pluję sobie w brodę, że go nie zabrałam te pół roku temu, kiedy byłam tam pierwszy raz. 

Czuję się beznadziejnie. Przegrana. Nieszczęśliwa. Samotna. Niepotrzebna. Co robić? Leki biorę nadal, psycholog 20.08. Znajomi nawet chcą się ze mną widzieć (o dziwo, ci wspólni znajomi z Exem, z którymi nie miałam jakiegoś super kontaktu... jeszcze zacznę wierzyć, że on też wkrótce będzie chciał się spotkać...) 

Psycholog powiedziała jakiś czas temu, że powinnam zamiast "muszę" używać zwrotu "dobrze by było, gdybym", kiedy spisuję sobie listę, co robić. Zatem: dobrze by było, gdybym zrobiła coś do picia, zjadła, zgarnęła trochę rzeczy z biurka, usiadła i przesłała, co trzeba i gdzie trzeba, ogarnęła nogi i paznokcie od rąk i spakowała się trochę, w razie, gdybym jechała do Wawy.