Jest zimno. Marzną mi łapki i chyba zamarza też serce.
W zasadzie to zamarzło już wcześniej, wtedy,kieedy uświadomiłam sobie, że już go nie będzie i że bez słowa odszedł.
To dopiero miesiąc i trochę, jeszcze dużo czasu musi minąć zanim coś się zmieni, zanim przejdzie mi ta "miłość".
Dlaczego tak jest, że kiedy naprawdę zacznie mi zależeć to wszystko znika?
Tęsknię okropnie i jest mi bardzo smutno, ale nie mogę się załamywać. Tylko myślę i myślę, i to w niczym nie pomaga.
Zasłużyłam na to, wiem. Zostawiłam kogoś, komu zależało, bo mi zaczęło zależeć na kimś innym. Teraz to się zemściło, nie ma ani jego, ani jego.
Znowu jest jak zwykle, smutno i pusto. Jedynym jasnym punktem jest to, że kocham Ją, a ona mnie.