Obiecałaś. Kurwa mać, obiecałaś, pamiętasz?
Czy coś teraz powstrzymuje mnie? Chyba nie.
Wiem, że to przeze mnie i że wszystko robię źle.
Chciałam tylko mieć dwie bliskie osoby, czy to tak dużo? Czy wymagam niemożliwego?
Nie wiem co robić, jedyne co potrafię to użalanie się nad sobą, a to nie ja tu jestem pokrzywdzona.
Może powinnam go zostawić, zanim zajdziemy za daleko i zanim będzie bolało serce? Nie umiem, już nie.
Wszystko jest nie tak, absolutnie wszystko i jak mam to poukładać?
T. mówi, żebym się nie obwiniała, że to nie moja wina, że to de. i że nie mam na nic wpływu. Rozumiem, co ma na myśli, ale jak miałabym się nie przejmować? Jest cholernie źle, kurewsko beznadziejnie, a ja nie robię nic, żeby to naprawić. Nie chcę, żeby przeze mnie cierpiała i nawet jeśli przez moment jest okej, to i tak zaraz to znika i pojawiają się łzy i ból. Próbuję, rozumiesz? Nie umiem Ci pomóc i to okropne. Wiem, że to moja wina, wiem. Nie chcę się tak czuć i nie chcę musieć wybierać, a jeśli nadal będzie tak jak teraz to pewnie od tego nie ucieknę.
Chciałabym, żeby było dobrze. Tylko tyle.