O tylu rzeczach myślę, do tylu boję się zbliżyć.
Nie muszę się skupiać na datach, żeby wiedzieć, że właśnie trzy lata temu Cię poznałam, w 2012 kilka dni temu pierwszy raz do mnie napisałeś. I potem wszystko się zaczęło i skończyło, i jeszcze raz zaczęło i skończyło, znowu zaczęło, żeby w efekcie skończyć na dobre. To kolejna rocznica, bo właśnie mija rok. Chyba tydzień temu minął równo rok, od kiedy oficjalnie Cię nie ma.
Przed chwilą ujrzałam na tumblr cytat, coś w stylu: minęło wiele czasu, ale mnie nic nie minęło. I, o mój boże, to takie prawdziwe. Rozmyślam o tym (zawsze kiedy jestem w domu to myślę bardzo dużo o przeszłości) i boli mnie serduszko. Przypominam sobie wszystko, każdy wspaniały moment i czuję, że nadchodzą łzy.
Ostatnio ktoś powiedział, że zostałam zraniona, ale w jakiś sposób pociąga mnie cierpienie. To prawda! Nie umiem tego wyjaśnić, ale wiem, że tak jest. Gdybym nie miała mojego smutku - to nie byłabym ja. Muszę posiadać choćby odrobinę cierpienia, jakikolwiek ból, żeby czuć się "dobrze". To chore, naprawdę chore, ale nie mogę inaczej.
Kiedyś mogłam, ale teraz już się nie da. Zgubiony optymizm niezwykle trudno odnaleźć. Próbowałam, naprawdę! Próbowałam wiele razy, ale zawsze jest tak samo - są łzy, jest strach, niepewność. Chyba przywykłam do stanu w jakim znajduję się od przeszło roku i teraz nie wyobrażam sobie czegoś innego. W jakiś cholernie paradoksalny sposób czuję się bezpiecznie w smutku. Kiedy opuszcza mnie na moment tracę podstawy, zapadam się i zamieram, i nie wiem jak to zmienić.
Owszem, marzę czasem o powrocie do mojego poprzedniego życia, do tego w którym królował uśmiech i radość z chwili. To było takie... słoneczne?... chyba tak. Teraz są tylo ciemne chmury i ciężki deszcz. Zalewa mnie i nie pozwala oddychać. Duszę się, tonę, ale hm, dobrze mi z tym. Cholera, dobrze!
Wydaje mi się, że zasługuję na złe rzeczy. Nie jestem dobrym człowiekiem, choć tyle o to walczyłam. Próbowałam. Starałam się. Ale nie potrafię. Połamałam kiedyś serduszko cudownego człowieka, czego nie potrafię sobie wybaczyć. Dlatego muszę zbierać zło od innych. Mam na co zapracowałam.
Nic nie ma sensu, nie umiem już nawet pisać składnie, a kiedyś to była moja najmocniejsza strona.
Wiecie co? Dorosłość jest przereklamowana.