"Nic nie zapowiadało tego, że będzie to dzień wyjątkowy. Obudziłam się tuż przed siódmą, jak zawsze. Świeciło słońce, przez otwarte okno słyszałam dudnienie, szum i poranne pomrukiwielkiego miasta. Warszawa już nie spała od paru godzin, każdy spieszył w swoją stronę. Połknęłam kawałek zeschniętego ciasta, które zostało po urodzinach mamy, popiłam mlekiem i wyszłam z domu.
W szkole nie wydarzyło się nic ważnego. Gośka oddała mi "Hobbita", którego czytała chyba ze dwa miesiące, nie było zapowiadanej kartkówki z chemi. Po piątej lekcji wrzuciłam do plecaka książki i zeszyty, wybiegłam na ulicę. Upał był taki, że traciłam oddech, powoli, spocona i przygnieciona do chodnika plecakiem, szłam w stronę domu, wybierając zacienione strony ulic.
Gdy stałam pod księgarnią, oglądałam nowości wystawione na wystawie, zobaczyłam go po raz pierwszy. Zapewne wybiegł z jakiejś chłodnej bramy, przemykal się wzdłuż ściany. Był wychudzony, brudny, biegł niespiesznie z podwiniętym pod siebie ogonem. Przedstwaiał sobą obraz nędzy i rozpaczy. Zobaczywszy mnie, przystanął. Biedny piesek, pomyślałam, na pewno zgubuił się. Nie przypuszczałam, że pójdzie za mną. Najpierw zauważyłam przesuwający się po ścianie cień. Wtedy obejżałam się. Pies szedł za mną krok w krok. Wyciągnęłam do niego rękę. Odskoczył przerażony, nie dał się pogłaskać. Utrzymywał bezpieczny dystans i nie spuszczał ze mnie wzroku.
W ten sposób doszliśmy pod nasz blok. Raz jeszcze spróbowałam go pogładzić - tym razem nie uciekł, przytulał się do mnie całym ciałem, patrzył mi prosto w oczy. Lekko przy tym dygotał. Ze strachu? Emocji? Ostatni raz pogłaskałam go - bardzo delikatnie, na pożeganie. Wchodząc do klatki schodowej, widziałam, jak siada z opuszczoną głową niedaleko drzwi. Było mi naprawdę żal małego, zabiedzonego i samotnego zwierzątka. NIe mogłam sobie wyobrazić bardziej bezradnej istoty.
W domu usiłowałam się uczyć, ale bez specjalnych rezultatów: wciążmyślałam o psie. Czułam wyrzuty sumienia, nie chciałam go zostawiać własemu losowi, ale nie bardzo wiedziałam, co zrobić. Pod pretekstem wyrzucenia śmieci, wyszłam przed dom. Siedział w tym samym miejscu. Na mój widok zerwał się, radośnie pomachał ogonem. Odprowadził mnie do śmietnika, wrócił ze mną pod drzwi. Nie starczyło mi sił, by mu je zamknąć przed nosem, nie mogłam oprzeć się rozpaczliwej, niemej prośbie zawartej w jego jednoznacznym spojrzeniu. Chodź! - zawołałam i szeroko uchyliłam drzwi. Wbiegł bez wahania, radośnie merdając ogonem.
W mieszkaniu nie węszył, nie przebiegał wszystkich pomieszczeń, nie próbował poznać nowego miejsca. Położył się w przedpokoju, cichutko popiskiwał. Zjadł dwie porcje rosołu z makaronem, który mieliśmy dzisiaj na obiad. Teraz, gdy robię te notatki, śpi zwinięty pod moim biurkiem, czasami zabawnie przebiera łapkami: może kogoś goni, może przed czymś ucieka? Szkoda, że nie mogę zajrzeć w jego sny. Wciążjest brudny. Dopiero jutro kupię psi szampon, wyszoruję go, wyszczotkuję. Teraz niech w spokoju odpoczywa. Wiem, że zostanie z nami, chociaż nie ma jeszcze imienia i swojego legowiska, nawet miski. Ale zakończył już tułaczkę po ulicach. Przede mną jeszcze jedno trudne zadanie: rozmowa z mamą, wróci dzisiaj z pracy późno, o nowym domowniku. Co powie? Jak zareaguje? Trochę obawiam się jej pierwszej reakcji."
prawda, że ładne? zdjęcie może nie za bardzo pasuje do tego opisu, ale też zwierze :P tylko to jest moje ;* mój kochany mały Schnappi ;*
dziękujemy za komentarze i liczymy na następne :)
pozdrawiam wszyskich tych co zawsze ;*