~ miłej lekturki, zapraszam do czytania. dla wielu mógłby być przykładem WARTO!!
DAŁEŚ NAM PRZYKŁAD JAK KIBICOWAĆ MAMY
6 lat temu w tragicznym wypadku odszedł do Wiślackiego raju "Leniu" - wojownik Armii Białej Gwiazdy, który zadał raptem dwa ciosy "Metalowi" z Cracovii kładąc go na glebie z której już się nie podniósł (solówka). I naszym obowiązkiem jest przybliżenie wszystkim, a przede wszystkim młodym kibolom Wisły krótki rys historyczny tego niezłomnego Wiślaka.
O takich ludziach mówi się po prostu, że są postaciami.
Łukasz po raz pierwszy pojawił się przy Reymonta 22 na meczu z Legią w sezonie 1992/93. Wcześniej jeździł na mecze i awantury Victorii Jaworzno. Miał wtedy 12 lat, wyznawał poglądy skinowskie. Raz zdarzyło mu się w czasach szkolnych zaglądnąć na stadion Ruchu Chorzów, ale miłością do Niebieskich się nie zaraził. Nie spodobało mu się, że tam starsi kibice brali pieniądze od młodszych na & wino. Brakowało mu przy Cichej solidarności między fanami i kibicowskiej jedności. Te wartości dostrzegł na krakowskim obiekcie Henryka Reymana.
Na Wisłę trafił wraz z kolegami z podkrakowskiej miejscowości Brzegi, których poznał jeżdżąc w tamtejsze strony do swojej rodziny. Od pierwszego pobytu na trójkolorowym obiekcie zaimponowało mu to, że ludzie zarażeni Białą Gwiazdą jakby trzymali się razem. A na obiekty wiślackie blisko nie miał, bo dojeżdżać zmuszony był na nie z Jaworzna, czyli terenu wcale niebliskiego a zarazem czerwono-biało-niebieskim barwom nie bardzo przychylnego.
W Jaworznie najpierw mieszkał na osiedlu Tadeusza Kościuszki, gdzie zdecydowanie dominowali fani Ruchu. Nie przeszkadzało mu to jednak jawnie demonstrować miłości do Wisły. Gdy wymagała tego sytuacja potrafił stanąć do walki z chorzowskimi kibicami, zawsze wychodząc z niej zwycięsko. A nie były to zwykłe potyczki, tylko często takie, po których mocno lała się krew. Wtajemniczeni do dnia dzisiejszego twierdzą, że Łukasz praktycznie w pojedynkę przyczynił się do zmniejszenia znaczenia Ruchu w Jaworznie, o ile nie do całkowitego rozpadu tamtejszego FC.
Niejedno starcie zmuszony był stoczyć także i z kibicami GKS-u Katowice. Miał ich wielu wokół siebie, gdy przeprowadził się do nowego miejsca zamieszkania, usadowionego na osiedlu Starym. Z Gieksiarzami stoczył wiele tzw. solówek wszystkie poza jedną (obserwatorzy uznali, że starcie na remis) wygrywając. Nikogo z nieprzyjaznych Wiśle ekip się nie bał. Sam często decydował się na powrót do domu okrężną drogą, by wrogo nastawionym do niego miłośnikom śląskich ekip cały czas demonstrować, iż jest i będzie w Jaworznie Wisła.
Oczywiście za trójkolorowymi piłkarzami jeździł na wyjazdy po Polsce i świecie. Uzbierał ich 74. Po raz ostatni jako reprezentant ABG zameldował się w Rotterdamie. Nikt wtedy z nas nie przypuszczał, że kilkanaście tygodni później Łukasz zginie niestety na jednej z tras w wypadku samochodowym, mając 29 lat i dwójkę małych dzieci.
Jako prawdziwego wojownika odbierali go bezsprzecznie także kibice Cracovii. W dobrych (lecz m.in. dzięki Leniowi powoli się dla nich kończących) czasach (II połowa lat 90-tych) chcieli [go] do siebie przygarnąć. Przed meczem Polska Izrael (1998 rok), w 20 osób usiłowali nawet przerzucić, obiecując duże pieniądze i bieganie w lepszej ekipie. Łukasz pozostał jednak wierny swoim ideałom, nie raz i nie dwa mocno ich za biało-czerwone serce w Pasy karcąc.
Brał udział w wielu spektakularnych zwycięstwach ówczesnych 20-latków, którzy postanowili, że Kraków nie może być nigdy inny niż wiślacki. Wisłę reprezentował także i na meczach kadry narodowej, między innymi w roku 1995, gdy na podłożu reprezentacyjnym mocno odradzała się zgoda z Lechią. Biało-zieloni bracia z Gdańska byli jego sercu najbliżsi. Na przeciwległym biegunie zawsze stawiał lubelski Motor.
W życiu codziennym najbardziej cenił sobie rodzinę. Dla młodszych braci był jak ojciec i przyjaciel. Potrafił służyć cenną radą, w trudnych sytuacjach nigdy nie zawodził. Nakazywał, by zawsze trzymać się razem. Był bardzo charakternym i walecznym człowiekiem.
Tak naprawdę stworzył FC Wisły z Jaworzna. Zabierał ludzi na mecze, pożyczał pieniądze na bilet. Mówił, że nieważne kiedy mu się je odda, ważne by rosła w siłę ABG.
Przyciągał do Wisły. Razem z braćmi uszył flagę Super Wisła, która towarzyszyła jej w wielu meczach czy to u siebie, czy na wyjeździe.
Na jego pogrzebie byli kibice GKS-u z Jaworzna, którzy zorganizowali stypę, na którą zaprosili Wisłę i jej zgodowiczów. Była bardzo szanowany. Postronni ludzie z miasta mówili, że wraz z nim umarła Wisła w Jaworznie. W 2002 roku na mecz ekstraklasowy Szczakowianka Wisła zabrał po raz pierwszy swojego synka, który do dziś będąc przy R22 kontynuuje tradycje rodzinne.
W 1996 roku po meczu Victoria Wisła Łukasza zaczepił starszy i bardziej doświadczony wówczas w walce kibic GKS-u Kazek, mówiąc do niego, że zakończy karierę, gdy nie zniknie raz na zawsze z Jaworzna flaga Wisły. Leniu odparł krótko: Flaga Jaworzna na Wiśle zawsze będzie wisiała. Kazek niebawem potem przy następnym spotkaniu obu zainteresowanych zaliczył... nokaut.