Tak, weszłam jakimś cudem na komputer i dorwałam się do internetu. Po napisaniu tej notki i po dodaniu zdjęcia zaraz będą przychodzić fochy, że do nikogo z Was nie napisałam. Przypominam, że jestem na tyle ucywilizowanym człowiekiem, że posiadam telefon komórkowy i to taki, który nawet działa i ma darmowe smsy do plusa! Szok, prawda? Mimo, że tydzień był pełen wrażeń, bełen beztroskich przeżyć, bliskiego kontaktu ze śniegiem, przezajebistego koncertu Lao Che i męczącego ale za to udanego meczu na OSiRze - nie żyję na ziemii. Nie istnieję, moje myśli zakopane gdzieś w zeszłotygodniowym śniegu, który już dawno został zmieszany z błotem i sikami psów. Popijam Kubusia i mam zamiar stąd odejść - chyba już odzwyczaiłam się od internetu. Na zdjęciu nasz dreadzik - Szymek czy Kostuch, kwestia gustu :D

Za 4 dni Mold Eyes i Muzyka Domowej Roboty.

Za 5 dni studniówka.

Za 11 ... uhuhuhuhu :D Turbo i Chainsaw.

A za 5 minut kolacja : )