Yupi, w końcu odzyskałam mojego kompa z normalną klawiaturą! Koniec z ciągłym "kopiuj/wklej" "l" i "ł"!
I na tym koniec wesołości...
Odpowiem teraz na pewne pytania notorycznie przychodzące mi
na moją pocztę:
1. Nie, nie jestem po żadnej szkole/kursie/tutorialu ani nie uczę się
z książek - te rysunki jakoś tak same...
2. Nie, nie rysuję nic na zamówienie - wena na zamówienie też nie przychodzi, nie?
3. Nie, nie rysuję z natury - nie lubię i nie wychodzi mi, wolę ze
zdjęć/obrazków/grafik czy być tym ispirowana i dokładaćz głowy.
4. (Nie, jeszcze nie było ale spodziewam się po dzisiaj) TEN ^ obrazek to nie jestem ja...
Znajomi zwykle myślą, że każda rudowłosa postać kobieca, malowana przeze mnie, to ja.
Nie żeby coś czy tego. Zaczęło się od chęci i zakupu brystolu. No brystol jak brystol, bo duży, bo czarny - pasował mi do pomysłu. Szkoda, że papier do kitu. Chęci są - weny brak, więc przeleżało to tydzień albo dwa, może i więcej - nagle po tym czasie w środku nocy - JEST, wena!! Może i dobrze, ale przyszła jak zwykle, z negatywnych emocji. W końcu sięudało, szkic był gotowy i o dziwo jedynie z dwóch elementów byłam niezadowolona (nie wyszły zresztą ostatecznie). Z racji godziny poszłam odespać a dnia następnego tj dzisiaj czy raczej już wczoraj od rana zabrałam się za kończenie - pastele do postaci, następnie farby na tło. Lekkie i długie, wielokrotne i przez to żmudne były kolejne pociągnięcia kredek. Papier niezwykle śliśki, nieprzyjemny we współpracy - wieve warstw i odcieni poszło na poszczególne elementy obrazu. Z farbami było gorzej - ich jakość pozostawiała wiele do życzenia, więcej niż jakość papieru - każdego koloru poszła pełna puszeczka. Ale efekt jakiś jest. Nawet to chyba powieszę. Rakcja tych, którzy zwykle zachwycali się moimi małoformatowymi pracami? "Całkiem niezłe, takie duże... Niezłe" - dziękuję za podsumowanie moich 2 tygodni szukania weny i 8h pracy...
Skąd jednak wena? Zła, zaznaczam, wena...
Ze strony, z której bym się nie spodziewała...
Czy to źle, że proszę o pomoc w realizacji tego, czego pragnęłam od zawsze? Najwyraźniej tak, ale tylko dlatego, że jestem dziewczyną... Szowinistę na własnych obiadach wyhodowałam <grrrr>... "Ja ci trenować nie bronię ale z nami nie możesz bo jesteś dziewczyną" - PFFFFFF, no to sabotaż i podważanie autorytetu. Nie można nawet stać obok, bo "przeszkadzam w pracy" a wskazówki teoretyczne są "wtrącaniem się w trening"... Baba ma siedzieć na dupie i nic nie robić i cieszyć michę, że jej się pozwoli miecz potrzymać? A żopa, ja tak nie chcę! Pokaleczę się bo pokaleczę ale zrobię ten sprzęt treningowy i zobaczymy "baba nie może"... Wkurw niesłychany mam przez to... a może dołek? Sama nie wiem co bardziej - jedno i drugie jest, tylko co silniejsze?
No i myśli mi się poplątały jak próbawałam je ułożyć ;/