photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 14 STYCZNIA 2012

Durnoty

 

Masło maślane

Jajko jajeczne

Spamem zalane

Głupoty przedwieczne.

Opowieść spamerska, drodzy sędziowie

pióra Akai, lecz niech nikt się nie dowie

iż w pisaniu takowych nie mam doświadczenia

lecz, jako że zadziałała na mnie wena

i nie mam nic do stracenia

pisałam w przypływie natchnienia.

Tak więc, nie wiem czy spamerskie, czy do śmiania

sami sędziowie oceńcie - zapraszam do czytania.

 

Skaszaniona maślanka

 

To miał być po prostu dzień. Dzień jak wszelkie inne masłodni kefirogodnia w Jajogrodzie, stolicy Creamostanii - niewielkiej a potężnej planety kontrolującej większość galaktyk, nawet tych nie odkrytych do momentu rozpoczęcia tej jakże epicko nabiałowej opowieści. A rozpoczyna się ona w roku 666 666 po pierwszym odnotowanym śladzie istnienia Krowincjusza Gdzietenmłotekowskiego, pierwszego wielkiego władcy i wielkiego budowniczego, kuzyna ciotki bratanka szwagra pradziadka ojczyma pasierba stryja kuzynki matki brata siostry drugiej żony prababki przybranego brata Boba Budowniczego. Były to piękne i spokojne czasy na tej planetce, gdzie filiżanki i czajniczki wesoło podśpiewując latały dookoła, nie było bezpańskich sosjerek ani mydelniczek a zbuntowane potworki nie próbowały pożerać stóp. Jednak od dawna Mroczne Czasy trwają, nazywane po prostu współczesnością a władcą jest Imperatorius Prosiaczkornus.

Tak więc miał być to zwykły dzień jednak już od początku wszystko zdawało się być dziwnym - przynajmniej według Rog Krowa, jednego z mniej bardziej typowych mieszkańców Jajogrodu. A zaczęło się niepozornie: w telewizji puścili po prostu coś ciekawego - program o kopulacji gronostajów i ich problemach gatunkowych na tle ekspansji terytorium piżmowołów. 

- Ooooo tak, lubisz to, lubisz zjadać trawkę piżmowoliku, co? - mruczał Rog do siebie. - Taaak, zjadasz trawkę ale nie wiesz, jak niszczysz życie tym gronostajom. O tak, jesteś taki okrut... Zaraz zaraz, co to do cholery ma być Jaffco? - była to kolejna dziwna rzecz, jaka mu się już zdarzyła. Jego z pozoru kochana żona położyła przed nim śniadanie. Jednak nie była to jego ulubiona owsianka na ajerkoniaku a zwykła, na mleku.

- Nie ma już ajerkoniaku.

- Posłuchaj mnie, ja mam gdzieś, że tobie się... Coooooooooooo?

- Nie ma już ajerkoniaku, skończył się.

- Cooooooooooooooooooooooooooo? - Rog wykazywał ogrom swego zdumienia unosząc się z kanapy, rozszerzając oczy i rozdziawiając swoje szczęki pytająco. - Ale... ale,ale ale jak to?

- Nie byłam wczoraj w sklepie więc nie szłam specjalnie tylko dlatego, że wybrzydzasz jak piesek frann... - w tym momencie Rog postanowił, w szale buntu wobec niesprawiedliwości świata i żony, wylać jej na nogi zawartość miski a samo naczynie rozbić. I tako właśnie uczynił. - Ty pacafanie, co ty wyrabiasz?

- Jaffco, wychodzę i nie wiem kiedy wrócę. Widzę, że nikt mnie tu nie potrzebuje ani nie docenia. Ty mnie nigdy nie kochałaś! Nikomu na mnie nie zależy, jestem niepotrzebny! - Rok z płaczem wybiegł z domu zostawiając oszołomiona małżonkę uwaloną owsianką na środku salonu. Pobiegł do swojego przyjaciela mieszkającego trzy rzuty zgniłym jajem dalej i zaczął tłuc w jego drzwi.

- Wacoslawie, Wacoslawie! Cholerne imię, mógłby zmienić na jakieś fajniejsze, jak Jose Krwista Kaszana.... Wacoslawie!

- Spadaj Rog, mam tu ostrą Grafariniankę na stanie, nie zejdę!

- To te z systemu Hraparówa Ghserowa?

- Nie, one są z Prafakturiona. Zjeżdżaj Krow!

- Ale chcę do baru! Zawieź mnie na...

- Kretynie, masz przecież własny statek!

- Ale nie mogę prowadzić, jestem krową!

- Ale masz kciuk przeciwstawny a ja nie mogę ci pomóc, jestem koniem! - Wacoslaw wkurzył się i zakończył rozmowę. Po chwili dało się usłyszeć śmiechy i chichy dobiegające z jego domu. Rog odchodząc powiedział sam do siebie "Po co mu Grafarinianka z Parafakturiona? Przecież one wszystkie mają penisy...". Odszedł niezmiernie wkurzony - jak mógł mu odmówić przyjaciel? Też miał kciuki przeciwstawne przecież! W każdym bądź razie poczłapał do swojego statku międzyplanetarnego, starego acz sprawnego modelu pracującego jeszcze na paliwie z radioaktywnego skisłego mleka. Sprawdził wszystkie wskaźniki i odpalił najciszej jak umiał. Przelatując nad domem Wacoslawa dojrzał, jak ten wywala z domu swoją "ostrą" koleżankę.

- Tak, zdecydowanie to te z penisami. Ja zawsze mam rację - powiedział do siebie Rog niezwykle zadowolony, to poprawiło mu humor. 

Wylądował przed ulubionym barem "Zasmażka czekoladowa" i wytoczył się z "Mega Destroyer'a" (tak nazwał swój statek) i skradał się w stronę drzwi baru w rytm muzyki ze "Szczęk". Jednak coś mu w tym nie pasowało - szybko wiedział, do kogo się zwrócić.

- Ey, eyyy ty, dźwiękowiec! Ty, ty od soundtracku w tym szmirowatym wszechświecie.. Tak, tak ty! Powiedz mi - zaczął spokojnie Rog. - bo widzisz, skradam się w rytm muzyki ale jest cisza. Widzisz coś nie tak w tym obrazku? Nie? Ale.. Ale na pewno? Nie widzisz niczego złego? Okej - Krow nabrał powietrza i wykrzyknął - więc wynocha! Zwalniam cię nieudaczniku, już cię tu nie ma! Uff, no poszedł. Nareszcie mogę pójść się naa... AAAAAAA! - nagle poczuł jak kilku gości rzuca się na niego od tyłu i zarzuca mu na głowę worek. - Aaaaa! Nie proszę! Tylko nie to! Już mam rozchodzony, nie będzie wam dobrze! - Rog starał się ratować jak mógł. W tym momencie poczuł, jak napastnicy z niego schodzą. Zerwał się na nogi a przy okazji worek z głowy. Ujrzał dwóch gości w zakapturzonych, czarnych szatach. W życiu by się nie domyślił, kim oni są gdyby nie mieli na szatach wielkiego napisu "Rebelia rulez".

-Ejże, ejże gościu! Ale co ty... ty myślałeś, że my ciebie, że my ciebie chcemy...? - jeden z nich miał najwidoczniej problemy z wysławianiem albo nie umiał do wiadomości przyjąć sugestii Roga.

- A... a nie chcieliście?

- Stary, w życiu! My.. my - drugi cierpiał na podobną przypadłość jak jego towarzysz. - Wiesz, nikogo nie chcę urazić, ale my jesteśmy "prości". Ty myślałeś, że my ciebie chcemy...? Ahahahahahahahahahahaha! - cała trójka rozniosła się wesołym acz dziwnym śmiechem brzmiącym jednak trochę jak połączenie odgłosu zarzynanej świni, kopulującego lwa i gry na kontrabasie parówką.

- Stary, sorry za to, żeśmy cię tak wystraszyli. Ja jestem Shwein a to mój kumpel Stein. Wiesz, może w ramach przeprosin łykniemy trochę i wyjaśnimy, c co chodzi?

- Ooo, tak mówcie do mnie panowie! Rog Krow nigdy nie odmówi drinka, czasem dwóch, ewentualnie dwudziestu dwóch. Chodźmy! - trójka nowo zapoznanych ruszyła ochoczo do baru, usiedli przy stoliku i zamówili po kolejeczce. I następnej. I następnej, i kolejnej. Po dziewiątej byli już najlepszymi przyjaciółmi. Przy około dwudziestej - a może to była dopiero 17? Rog powiedział:

- Zali panowie na moment przerwijmy dysputy nasze i żarciki tak nieprzyzwoite i powiedzcie mi w swej zacności, jakiśżto powód zmusił was do poczynienia tak gwałtownych zamachów na mą osobę - był tak wstawiony, że przerzucił się na hiperpoprawny język sprzed wieków. I o dziwo został zrozumiany przez równie wstawionych towarzyszy upojenia alkoholami wszystkich dostępnych w tym sektorze gwiezdnym rodzajów.

- Dobra, gościu - powiedział Stein - nie uwierzysz, ale to jest, to jest, jest ściśle, wiesz gościu, ściśle tajne. Bo widzisz, my jesteśmy Rebeliantami - tak, TYMI Rebeliantami ale ciiiiiiiiiiiiiiiiiii - przyłożył chwiejnie palec do ust, trafiając jednak w ucho. - I wiesz, bo mieliśmy, znaczy się szefostwo prosiło, żebyś pomógł nam...

- O rany, o rany, serio? Że ja, znaczy się ja miałbym pomóc Rebeliantom? O kurczę, to wspaniale! Co miałbym zrobić? - Rog niezwykle zaabsorbowany i podniecony tą nowiną nie zauważył nawet, że dostał rozwolnienia i robi właśnie w swoje spodnie.

- Ale, ciiiii, to ściśle tajne - powiedział Shwein. - Otóż odkryliśmy, że Imperatorius postanowił wysadzić jedną planetę, na której nasze oddziały miały zakamuflowane spore ilości broni. Jakimś cudem ten Świniak odkrył naszą bazę i podłożył bombę, która ma wybuchnąć już dziś o godzinie 20:00 i zniszczyć planetę.

- Dziś?? - wykrzyknął Rog. - O 20?? To za minutę! A nie, to już. Co to za planeta?

W tym momencie w całym barze usłyszano ogromny huk i w planetkę uderzył podmuch wstrząsając nią aż do samego jądra. Cala trójka momentalnie otrzeźwiała i wyjrzała przez okno. 

- Tak, dokładnie ta planetka.

Po rodzinnej planecie Rog Krowa nie zostało śladu. Wszyscy trzej siedzieli jak zamurowani a dookoła nich panowało zamieszanie. Popatrzyli się na siebie i pogwizdując ukradkiem wyszli z baru, szybko wskoczyli do "Mega Destroyer'a", odpalili i wkraczając w nadświetlną pomknęli w bezkresny wszechświat dokonując zbrodni nie płacenia rachunku za około 70 drinków. 

 

 

THE END

 

 

 

Opowiadanko na spamerki konkursik ^^ Ale wyszlo tak durne, że postanowilam je tu opub