Konban-wa wszystkim czytającym(Czy ktoś to w ogóle jeszcze czyta...?).
Wczorajszy dzień był złym dniem.Może nie cały był zły-poranna pobudka od Resi,drzemka,komputer,przyjście Daniela vel.Szczurka,wypad do M1,wpłacenie kasy do wpłatomatu,nauka matmy(Uczyłem Daniela.Co za ironia....;]),telefon od Resi(Który zresztą mnie lekko zirytował,ale mniejsza z tym.),potem znowu komputer,telefon od Resi,przemyślenia,łzy.
Te trzy ostatnie rzeczy sprawiły,że czuję się tragicznie.
Dlatemu właśnie piszę tą notkę,żeby wszem i wobec wyrzucić z siebie co mi leży na wątrobie.
Ech.Jeżeli mam być szczery to moje życie jest naprawdę chujowe....Usłyszałem relację z dnia Resi i Maru i nie czuję się zbyt dobrze.Nie wiem,może to zazdrość,albo uświadomienie sobie beznadziejności swego położenia....Masaże,gryzienie,przytulanie,kładzenie nóg,bawienie się włosami....Całe pierdzielone życie nie przeżyłem choćby jednego dnia tak wypełnionego ciepłem i uczuciami jak ten Ich wczorajszy. Ja naprawdę już nie mogę....odechciewa mi się żyć...Desperacko potrzebuję poczucia,że ktoś mnie kocha i potwierdzenia tego...
Nie mam w pobliżu żadnej kobiety z którą tak jak mógłbym spędzić dzień tak jak oni.
Nie liczę mamy.Przytulanie i czułość z nią to nie to samo.I tak ona nigdy nie jest dla mnie czuła.Ani ja nie mogę być dla niej,bo się wzbrania i stwierdza,że jestem wredny.Jestem beznadziejnym typem.Umrę samotnie.Cierpiąc.Bo wiem,że zapewne nigdy nie będę z osobą,którą kocham.
A nie-zawsze mogę przytulić psa.Zawsze coś...Niby suczka.
Och,i rozmowa z pewną osobą uświadomiła mi ciekawą rzecz-że nieważne jak byłoby cudownie i pięknie,to i tak życie jest na tyle popierdolone,że wszystko to zazwyczaj okazuje się zwykłą iluzją.
To by było na tylę.Kończę te żale,bo i tak pewnie nikomu nie zechce się ich przeczytać.:3
Oyasumi.