Zaczynam pisać ten post po raz szesnasty. Do czwartego byłby finezyjną eksplozją, czas uczynił mnie mniejszą, być może nudną. Gwiazdy moje drogie, które to mi światłem nad klawiaturą w ciemnym pokoju, patrzycie tak błogo, litościwie, na moje nic nie robienie z wzdychaniem przeplatane. Co z tego, przecież nie wcale nie piszę do gwiazd, a do Ciebie.
Ty, to absolutny brak mnie. Książki i filmy mówiły, że człowiek kiedy kocha, bardzo się zmienia. Ja uległam zmianie trochę bardziej. Ja umarłam, rodząc się jako miłość. Jednak wiesz, tęsknie czasem za sobą.
Ty.
Ty mnie uzdrowiłeś. Tyle dziś o Tobie i do Ciebie. Nie będzie miłosnego listu, kurwa.
Jutro napiszę listy, do wszystkiego i wszystkich.