Blond włosy, niebieskie oczy.
Z dziewięcioletnią powagą
zabierając tylko pluszowego misia pod pachą,
zimnymi szpitalnymi schodami
poszła do nieba...
Nic dziwnego, że wybrała
Porcelanową Śmierć.
*
Pamięci jednej z tych kuzynek. Których nie widziałam ani razu.
~~~*~~~
Ach, dzisiaj czuję się jak prawdziwa Lacrimosa.
Nie wiem, czy nie odtańczę swojego mocus mortale.
A po cholerę.
Tak sobie słucham teraz Emilie Autumn i myślę. Jeszcze kilka zagrań na skrzypcach w tył, byłam jak ona. Szłam po czubkach drzew, pod sobą widząc twarze tych ludzi, których pusty wyraz kiedyś mnie tak przyprawiał o dreszcze. Oni wszyscy jeszcze byli. Pamiętam. Słuchałam z nią kiedyś chóru na słuchawkach. Albo nie, to chyba było Evanescence. Nieważne. Później słuchałam z nią marsza żałobnego. Z nim pisałam wiersze i z nim śmiałam się z ludzkiej głupoty. Ech, to chyba była moja głupota. Nieważne. Później śmialiśmy się z czarnych kruków na cmentarzu.
Kiedyś rozmawiałam z nią o komputerach. Kiedyś często wychodziłam do niej. Bo była bezdomna. Kiedyś często głaskałam jej koty, bawiłam się z jej psami. Albo to były suczki? Nieważne. Teraz bawię się ze wspomnieniami.
Było naprawdę dobrze. Póki nie dostałam tych kilku ciosów.
Teraz prawie wcale nie tęsknię. Ale sny nie dają żyć. Rano wstaję ze łzami na policzku, a wieczorem poprawiam baldachim łóżka tak, by nie wpuszczał do środka myśli, bym mogła pokrążyć się w czarnym, głuchym śnie bez żadnych marzeń sennych. W śnie winowajcy.