to śmieszne, że pomimo tego jak bardzo łatwe mogłoby być to wszystko, my uwielbiamy to komplikować. zamiast stanąć teraz naprzeciwko siebie i powiedzieć "zjebałam/em sprawę, tęskniłam/em, przepraszam. jesteś najważniejszy/a" kolejny raz udajemy, że sprawy nie ma.
odkąd pierwszy raz spotkaliśmy się i zaczęliśmy rozmawiać, jasne było, że to nie będzie kolejna znajomość ze zwykłą wymianą lakonicznych zdań raz na rok. pasowaliśmy do siebie i nadal pasujemy. pomimo takiego czasu zaskakujemy się. pomimo nieporozumień nadal skoczyliśbyśmy za sobą w ogień. czy potrzebujemy kolejnych straconych chwil by zrozumieć, że tak naprawdę nie jesteśmy dla siebie tylko przypadkiem? przecież jesteśmy dla siebie codziennością, przyszłością, miłością... jesteśmy dla siebie wszystkim.