Po lecie przychodzi jesień
Słoność zawodu po falach uniesień
Żegnamy hossę, witamy bessę
Tam gdzie kres graniczy z bezkresem
Źródłem cierpień staje się źródło westchnień
Słowa kłują jak cierń
Nic tu nie da magiczny pierścień
Gdy czerń na kolory rzuca cień
Następuje zatarcie cech wspólnych
Za to jest etap dostrzegania różnic
Zero korzyści obopólnych
Gdy równi sobie stają się nierówni
Odmienne wizje na życiową misje
Stąd notoryczne kłótnie i scysje
Propozycje by założyć koalicje
Jawną i sprawną i odrzucić fikcje
W końcu poczuć co w sercu nie w kroczu
Zaprzestać skakać sobie do oczu
Pora iść wprzód, nie stać na zboczu
Oraz zapomnieć o pierwszym półroczu
W którym Amora strzał, dał bliskim motylki w brzuchu
W którym rządziło Wow!
Wodotryski, czułe szepty w uchu
Kreślony przyszłości szkic był jak na wodę pic
Czar prysł, nie ma już nic, płonie niechęci znicz
Kreślony przyszłości szkic był jak na wodę pic
Strzał w pysk, to wiedz jak nic, że płonie miłości znicz