Będziesz krakać jak wrona jeśli wśród wron dorastasz.
Powykręcany w kurwę, ledwo podnoszę głowę,
Ledwo otwieram oczy, więcej chyba nie mogę.
Co rano trzeba wstać, a co wieczór zapomnieć.
Świat dziś pode mną powoli traci barwy,
Krzyczę, że czuję, że żyję mimo iż już prawie jestem martwy.
Wiara i nadzieja częściej niż latarnie gasną.
Wypalmy to wszystko, wypijmy resztę,
I tak to miejsce nie da nam szans na więcej.
Trzeba się naćpać, najebać i wrócić do domu.
Nie mamy skrzydeł by latać a mimo tego to nasz cel.
Nie chcemy wracać w tyle nie wartych tego miejsc.
Nie czuję bólu, tylko wobec tego świata żałość.
Po jednym za wszystkie kłamstwa małe i wielkie,
I skoro już tak to lepiej idź po następną butelkę.
Będę chlać, aż wszystko jebnie i niech już jebnie,
To jest mi nie potrzebne skończę sam będzie pięknie.
Mówię Ci prawdę zawsze, choć nie zawsze wypada.
My to ci z marginesu, których praca się nie ima
Będą na nas wieszać chuje, jak ciuchy na manekinach.
Robię swoje, a nie się kurwa zamulam.
Przyszłość miała być szansą, a przyszła jaka przyszła
Wszystko zdaje się być piękne, chyba, że widzisz to z bliska.
Mikrofon i usta to broń, słowa to naboje.
Chociaż kłamstwem nas karmią, wiemy jaka jest prawda
Nawet z betonu czasem róża wyrasta.
Daję słowo, oddałbym wszystko, żeby dziś być gdzieś z Tobą.
Kiedyś chciałem być numerem jeden
Już nie chce teraz, od jedynki jest zbyt blisko do zera
Z niektórych rzeczy nawet Bóg nas nie rozgrzesza.
A ja jak kretyn wierzyłem w twoje szepty
i byłem gotów oddać im się bez reszty.
Wole zostać sam, niż zostać szmatą.
Te bloki rodzą szczury, wypluwają szczury na świat,
Jakby ktoś zebrał zasady i na wszystkie naraz nasrał.
Podobno miałeś na mnie plan, tak mi opowiadałeś kiedyś,
wtedy jeszcze ze mną gadałeś, wtedy.
Sami mówimy o sobie choć nie ma o czym gadać.
Wiedzieć co jest fałszem, a co faktem w tym pojebanym bagnie,
gdzie życia rytm często mija się z taktem.
Po marzeniach został smutek, jedyny skutek tych marzeń.
Dziś wciąż chcę więcej, bo nic mnie nie boli
Gdy na pocięte ręce wysypuję kilo soli.
Dopóki jesteś tu ze mną to miejsce coś znaczy.
To musi być coś więcej niż chemia, która napędza organizm,
mamy serca by kochać, uczucia by móc je ranić.
Gdyby tylko Bóg istniał pewnie przyszłoby się na nim zemścić komuś.
Chcesz mówić mi o życiu? Lepiej siedź cicho.
Widziałem rzeczy, o których nie śniło się ulicznikom.
Jesteśmy inni, nikt nie pokochał nas do końca.
Mój bóg, jak pochodnia oświetla mi drogę.
Mój własny bóg, twojego znieść już nie mogę.
A Ty stój, tam gdzie stoisz nie mów mi już nic więcej.
Niczego mi nie zabronisz i tak zrobię to jak zechcę. /Kuba