Cóż. Wielu pisze swoje "sprawozdania" z całego roku, więc mogę i ja skrobnąć kilka słówek.
Niech pomyślę... Zeszły nowy rok spędziłem samotnie, a pod koniec dnia miałem ostrą kłótnię z Inqiem, który nie załapał mojej ironii. Samotność, kłótnia i niezrozumienie. Towarzyszyły mi cały ten rok.
Idąc w miarę możliwości chronologicznie. Najpierw dostałem drugą szansę u Anny i było między nami zajebiście. Niestety z czasem moje uczucia wygasły, a ona się zakochała, co zakończyło się złamaniem serca. To wydarzyło się jakoś tak tydzień przed konwentem Magnificon. W odwecie ona i jej najlepsza przyjaciółka wdeptały w ziemię resztki mojej samooceny i uczyniły te miesiące "związku" czymś, o czym z chęcią zapomniałbym, gdybym mógł.
Najpierw w wyniku najostrzejszej kłótni z Inqiem opuściłem mieszkanie, gdzie nocowałem i wprowadziłęm się do Adona, a później w wyniku utraty pracy w kinie opuściłem Kraków. Potraciłem wszystko i miałem już totalnie wyjebane.
Magnificon minął mi przez to wszystko... kiepsko. Spędziłem go całego w konsolówce grając w Dance Central na kinekcie. Nie mówię, że było do bani... ale już wtedy ujawniała się moja izolacja od ludzi, którzy powinni być na pierwszym miejscu poda grami konsolowymi.
Czas mijał, nie miałem pracy, a rodzinka znowu miała mnie za to dość. Próbowałem znaleźć nową pracę, ale nie udawało się. W końcu dostałem pracę w McDonaldzie i rozpocząłem w Lipcu. Zamieszkałem z Magusem i jego rodziną no i było spoko. Lipiec był najpiękniejszym miesiącem w tym roku za sprawą Julii. Przyjechała na miesiąc do Krakowa pracować. Praktycznie codziennie ją odwiedzałem i mogliśmy być blisko. Przez ten miesiąc... no... prawie miesiąc... trzy tygodnie dla dokładności. Na ostatni tydzień przyjechał jej chłopak i już nie było tak fajnie... pod koniec praktycznie się pokłóciliśmy o drobnostkę... byłem zły... i żałowałem tego, bo chciałem zakończyć tą relację... ale ostatecznie nie udało się na szczęście i żyjemy dalej będąc szczęśliwym rodzeństwem.
W międzyczasie odbył się Krakon. Zawitałem na krótko, ze względu na pracę. Poznałem Reirę, która dość zdołowana była. Poprawiłem jej humor i nawet leciała trochę na mnie.
Czas płynął dalej. Ukończyłem okres próbny w Macu, więc dostałem pracę na stałe na umowę o pracę. Wypas totalny, żyjemy dalej i jest spoko. Jednak nie do końca. W międzyczasie zdarzały się kolejne kłótnie z ludźmi. Zaowocowało to spaleniem już wtedy wielu mostów. Praca postępowała, a moje życie prywatne coraz bardziej się rozpadało. Nastał B-3ginning. Chciałem dużo pomóc i rozkręcić konwencję, ale zawiodłem... pokłóciłem się z Reirą, na czym zakończyła się nasza znajomość. Wtedy już byłem pokłócony z osobami takimi jak Lorian i Yuiczek. Wszystkie najpewniej wystrzelałyby mnie po ryju, gdyby była okazja.
Życie szło dalej, moja psychika podupadała jeszcze mocniej, aż nastała decyzja ostateczna - KONIEC Z FANDOMEM! B-3 było moim ostatnim konwentem. Nie zamierzam pojawiać się ani na konwentach, ani na imprezach fandomowych. Jak na razie idzie mi bardzo dobrze, chociaż teraz żałuję tej decyzji. Ale to jest jak z miłością - mogę tęsknić za nimi i chcieć wrócić, ale to już nie będzie takie samo jak kiedyś. Wywaliłem ludzi z Facebooka, zmieniłem numer gg, oficjalną ksywę też zmieniłem - nowym ludziom przedstawiam się jako Seliath. Seliath Girz.
Niestety już wtedy została mi niewielka garstka ludzi, która wciąż się rozpadała. Spaliłem mosty z dwoma ważnymi osobami - Freedie i Kagrrą. Z mojej winy to nastąpiło i nie chcę starać się o drugą szansę. Nie chcę ich ranić, bo wiem, że tak by było.
Depresja postępowała, w pracy bez zmian. No i jakoś tak nagle pojawiła się Kiri. Mały, ładny wariacik. Niestety nie byłem w jej typie. Trochę nie przypilnowałem serca i sobie ją wkręciłem w psychikę, co zaoowocowało złamaniem mojego wyniszczonego serca i stratami finansowymi. Ale dopełniłem obietnic i wkręciłem ją na B-xmass-con2. Została ta druga obietnica...
No i mamy święta. Święta spędzone w większości samotnie. Czas upłynął jak szalony. Niedawno słuchałem z Aiko podsumowania roku w radiu i gadaliśmy. Zeszły nam tak 3 godziny. Po tej rozmowie postanowiłem rozpocząć własną terapię psychologiczną. Założyłem zeszyt (Epic+ Book of Win), w którym zapisuję dobre wspomnienia i pozytywne drobnostki. Dzięki temu mogę zacząć bardziej skupiać myśli na tym, co pozytywne, cieszyć się drobnostkami i lepiej rozumieć swoje uczucia. Szkoda, że kilka dni później uczyniła mi wielką przykrość... podczas gdy planowaliśmy razem stworzyć trochę dobrych wspomnień na start...
Dwa dni temu byłem w Katowicach spotkać się z Iyą. Było zajebiście po prostu. Później pojednałem się z Shuichi, a później dostałem odpowiedź na maila od Kagrry. Jest pozytywnie.
Teraz... zbliża się koniec roku. Jeszcze tylko 3 godziny. Zamierzam sylwestra spędzić w łóżku, śpiąc. Rok minął tak, jak pierwszy dzień - W samotności, pełny kłótni i niezrozumienia. Zostałem z garstką ludzi, których szanuję. Nie ma ludzi. Nie miał kto zaprosić na imprezę sylwestrową, nie zaprosi mnie nikt w przyszłości na konwent. Nie zamierzam też na żaden z nich jechać. Zamierzam robić sobie prywatnie cosplaye, jakieś sesje zdjęciowe. Chcę się rozwijać twórczo. Moze mi się uda, może umrę w tym roku w końcu. Wielu rzeczy żałuję. Żałuję tych zniszczonych relacji, żałuję, że historia nie potoczyła się inaczej. Moglibyśmy wszyscy razem żyć szczęśliwie i tworzyć zajebiste konwenty. Może z kimś z was ułożyłbym sobie resztę swojego życia. Nie wiem. Jeśli ktoś z was to przeczyta, wiedzcie, że żałuję tego, że zjebałem sprawę.
Oficjalne, przed-noworoczne przepraszam wysyłam wam tu i teraz.
Jedno jest pewne - rok 2012 też przewiduję jako rok pod znakiem Singla i samotności.
Peace Out.
Co do zdjęcia - świąteczne. Pożyczyłem NERF-guny siostrzeńców i sobie walnąłem fotkę z nimi.