Od czasu jakiegoś uczę się jeździć samochodem i po zaledwie dwóch kursach jazdy byłym zdolny objechać całkowicie małe miasteczko bez żadnej (poważnej) kolizji. Od tak sobie. Teraz już w sumie żadna to dla mnie sztuka, bo jeździłem po Legnicy. Prawdziwą sztuką jest jednak jeździć dobrze, albowiem instruktor mój często mi pomaga i muszę powiedzieć, że „eLki” są źle oceniane przez większość ludzi, khym khym kierowców, tak zwanych rzekomo, uczestników ruchu.
Sęk w tym, że większość tych kierowców nie jeździ lepiej ode mnie o czym przekonałem się dzisiaj, a po tych 30 godzinach będę już w miarę dobrze jeździł samochodem. Jechać ładnie a przepisowo to różnica. A ja się pytam „Jaka?”. U licha nie mogę zrozumieć. Fakt jest faktem, że ograniczenia prędkości denerwują i nie pozwalają rozwinąć skrzydeł, ale oprócz tego to naprawdę da się jeździć normalnie, a nie jak naćpani napojami energetyzującymi spedaleni młodociani kulturyści.
Ale droga to nie tylko samochody.
Ostatnio dużo słyszę o skuterach i quadach, tudzież o mini-motocyklach. Moja mama stwierdziła, że chętnie by na takim skuterku pojeździła. Nie miałem nic przeciwko, bo jednak na drodze sobie radzi, nie jest już młotkiem, który nie odróżnia znaku ustąp pierwszeństwa od krzyża św. Andrzeja. Tyle że takie skutery nie wymagają prawa jazdy. Tylko kartę motorowerową sobie wystarczy wyrobić i już można wyglądać jak pajac w obciachowym kasku i lansować się alufelgami, skórzaną wyściółką pod nogami i słomą w głowie.
Nie moja sprawa. Nie ja wyglądam jak idiota.
Ale to nieważne. Jest większy problem. Takie skuterki można dostać na raty i rodzice kupują je swoim małym pociechom na urodziny czy komunie. Mało tego. Wysyłają je z nimi na ulice i krzyczą „Zabij się tam. Twoja mama wreszcie będzie miała dużo seksu”.
Niesamowite!
Gdybym miał dziecko też bym tak zrobił.
Tylko że te gnomy same chcą się pozabijać. Każdy taki skuterek, który spotykałem na drodze podczas jazdy „eLką” mówił do Toyoty Yaris, którą pomykałem „Zjedz mnie, zjedz mnie” i pakował mi się pod koła. Eureka! Dlaczego Polski Rząd nie jeździ do pracy skuterami? Tylko na wiejskiej w Warszawie wzrósłby wskaźnik wypadków o całe 250%. To byłoby ciekawsze niż wszystkie Kryminalne Zagadki CSI razem wzięte nawet jeśli Doda zagrałaby tam jakąś inteligentną kobietę. Chyba tylko w filmie to można byłoby zobaczyć.
Założę się, że żaden z tych karzełków nie miał prawa wyjechać tym ustrojstwem na ulicę, ale to dobrze, bo nie będzie to moja wina, gdy jakiś kurdupel wpakuje mi się pod koła. Będę słuchał jedynie cudownie gruchotanych kości i to wszystko za darmo!
Uwierzcie mi. Jakbyście spotkali takie małe wkurzające coś na skuterku w trzykrotnie za dużym kasku to też byście spełniali każdą prośbę Toyoty Yaris.
Pisane dość dawno.
:*