Długo jechałem pociągiem, naprzemian spałem i myślałem o tych ludziach, zaprogramowanych do określonyc celów. Próbowałem cię przyporządkować do którejkolwiek z grup. Zastanawiałem się, jaką banderolę ci podarowano, co było na niej, czy ją nadal masz, czy ukrywasz się, czy udajesz, czy zaprzeczasz sobie, czy zaprzeczasz światu. Czy jesteś człowiekiem z "Kwiatów Zła", jedyną taką istotą, która nie godzi się. Po prostu nie godzi.
Wyobrażałem sobie twoją twarz odlaną z plastiku, pora wrócić do domu, próbuję być spokojny i cierpliwy.
Podążali jeden za drugim jednostajnym, miarowym krokiem, ramię w ramię, jeden obok drugiego. Ich cienie powoli i beznamiętnie snuły się za nimi niczym duchy. Zatrzymywali się tylko na kilka sekund przy barierze oświetlonej czerwonym neonem. Pierwszy rząd, ruszaj. Drugi rząd, stop. Ruszaj. Stop. Ruszaj. Ich twarze były jednakowo surowe, tak samo twardo patrzyły w dal. Próżno było szukać jakichkolwiek znamion, niestandardowych, niereguralnych rysów twarzy czy modyfikacji.
Plask. Czoło. Naklejka. Plask. Czoło. Naklejka. Plask. Czoło. Naklejka.
Potrzebują chwili, by opracować codzienne głupoty, które będą musieli wykonywać.To jest wszystko, do czego prowadzi ta nadęta etykieta na wielkopańskich językach.
Wysoki brunet,sto osiemdziesiąt sześć centrymetrów, siedemdziesiąt dwa kilogramy, pieprzyk na lewej łopatce do usunięcia - zdolny do poświęceń.
Taśma brzęczy dalej.
Blondynka, sto sześćdziesiąt centymetrów, pięćdziesiąt dwa kilogramy, niska odprność, wysoka wrażliwość - umiejętność przywiązywania się.
Sektor oportunistów wzniósł dzisiaj alarm, że sektor optymistów przeczytał Zamek Kafki i już nie chcą się uśmiechać.
Mayday, mayday, kurewsko ciężko jest to wszystko utrzymać w ryzach.