Ludzkiemu truchłu zostało zwrócone życie, pętla na szyi przestała się zaciskać, zabrzęczały kajdany zwalniając swój uścisk. Po raz kolejny żywi stracili nadzieje, a martwi nie potrafią umrzeć.
Diabeł z aniołem w idealnej koniunkcji. Jeden chce ratować rozkładające się ludzie zwłoki, załatać postrzępioną dusze - drugi pragnie zebrać plugawe plony, nim uschną w jego najpiękniejszym, na wpół martwym ogrodzie. We wspólnym porozumieniu, choć każdy z własnego powodu pozwalają obdarować człekokształtną padlinę najsilniejszym z uczuć. Jak kolejny haust powietrza wtłaczają we mnie złość. Czystą esencje gniewu. Uzależniające pragnienie zemsty. Jedynego uczucia, którego nie można mnie pozbawić. To jak przyzwolenie samego boga na podanie narkotyku, który na powrót zmieni udomowionego, skamlającego psa w rozszarpującego ludzkie światy wilka. Widać, że niedane mi obejrzeć ciepły zachód słońca. Jeszcze nie w tej chwili. Teraz widzę tylko zaćmienie, które przykryło wszystko odcieniami czarni i fioletu, a pieśń, która miała być moim marszem pogrzebowym stała się, zaledwie preludium do najpiękniejszej opery, którą dane będzie mi wystawić. Bestia spała przez lata, teraz wstaje wypoczęta i wygłodniała. Jak nigdy wcześniej.