jak gejsza bez kimona,
Joko Ono bez Lennona,
jak Tokio pod śniegiem,
marznę bez Ciebie...
zawsze wydawało mi się, że potrafię zapanować nad wszystkimi aspektami swojego życia i przy odrobinie wysiłku mogę naprowadzać wydarzenia na odpowiednie tory. miłość zburzyła ten pogląd, przeobraziła zupełnie spojrzenie na różne sprawy, przewartościowała mój świat i trochę zakręciło mi się też od niej w głowie. kiedy się kogoś kocha, należy ryzykować, dając drugiej osobie porządną garść wolności, za którą kryje się zarówno ogromne zaufanie, jak i nieunikniony strach.
***
dwa lub trzy tygodnie... wydaje się, że to krótko, prawda? można by się spodziewać, że taki okres czasu mija jak mgnienie oka, czyż nie? mnie bardziej przypomina powolne rozpadanie się na kawałki z tęsknoty, na którą antidotum jest jedna jedyna osoba na całym świecie. to życie w zawieszeniu, nieustanne udawanie i nieudane próby panowania nad własnymi emocjami. tak właśnie wygląda ta najgorsza z możliwości.
***
gdy nikt nie widzi, gdy nikt nie może zadać pytania "dlaczego?" i powiedzieć "nie warto", gdy już nie trzeba sprawiać pozorów, gdy czuje się, że dłużej nie można tego powstrzymać, gdy jest się sam na sam ze swoimi myślami i uczuciami.
***
pozwól mi siebie kochać, nie zabraniaj tej miłości. nie próbuj stawiać muru nie do przejścia, gdy pragnę czuć Twoje ciepło. ufaj mi tak, jak ja ufam Tobie. pamiętaj, że to właśnie Twoje dłonie decydują o tym, czy moje życie będzie trwać dalej, czy bicie serca ustanie. potrzebuję odrobiny uczucia bez żadnych fajerwerków ani oślepiających lamp, nie filmowej miłości, tylko tej prawdziwej, Twojej. proszę...