Na pusty żołądek nie trzeba nic brać i bez żadnej przyczyny świat zakręci się dookoła. Tańczę na palcach,
naznaczam stopami sufit delikatnie muskając go opuszkami, melodyjnie odbijając się od ścian. Bywam lżejsza niż
powietrze i czasu plastyczność jest mi dziś na rękę. Zawijam się w prześcieradło, które zastępuje mi ubrania, taki
nowy wstyd. Drażnię i kokietuję naburmuszony księżyc, co chciałby się przebiec raz jeszcze przez pokój, zaglądnąć
do szuflady, powyjadać senne miraże, cwany zazdrośnik grozi i łypie ponuro na okna co są od tygodni zasłonięte.
Nie potrwa to długo, a znów utonę w obłędzie. Film się urwie, zwymiotuję i wykaszlę płuca od dna przepalone. Nie
trudno zgadnąć jakim sposobem pożółkły firanki, łatwo się domyślić kto wypalił wszystkie dziury, powietrze tli się z
przeplatanki winy i pogardy. Z ust przestały wydobywać się jęki wzbudzające litość, wszystkim odechciało się
patrzeć. Na kolanach po chodniku wracam do domu, po schodach zdrapię na nowo łokcie i nadgarstki. Nie ma tu
nic o przestrzeni zaokrąglonej, gdzie manewrując bosymi stopami można było balansować na krawędzi
krawężnika, stąpać tylko po białych partiach namalowanych równolegle pasów czy po prostu położyć się obojętnie
wzdłuż ulicy jednokierunkowej, znaleźć i wytknąć palcem na gwiezdnym płaszczu nieba wozy, raki i niedźwiedzie.
Nocne koszmary wmawiają mi, że strach jest skuteczniejszy niż apelacja do rozsądku, krzyczą, że tak niewolno,
pokazują na ekranie powiek hasła umysłowej propagandy, mam pętlę na gardle i zakneblowane usta. Umiem się
tylko schować w szafie pod wełnianą górą swetrów, nie minie pięć minut, a on już jest. Odgarnia włosy z twarzy,
przytula do piersi, gdzie jest najbezpieczniej, potem już tylko kilka kroków w jego ramionach, a już jestem z
powrotem w łóżku, a on śpiewa cichutko dopóki nie zasnę.
Czasami wydaje mi się, że umie czytać mi w myślach, że wie więcej niż jestem w stanie mu powiedzieć.
On uzupełnia moje braki.
Użytkownik r4stafari
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.